Klimaty Łagowskie
SIENIAWA (zachodnia POLSKA, województwo lubuskie, powiat świebodziński, Gmina Łagów)
Sieniawa
Miejscowość o statusie wiejskim, położona w zachodniej Polsce, województwie lubuskim, w powiecie świebodzińskim, w Gminie Łagów.
W latach 1975-1998 miejscowość położona była w województwie zielonogórskim.
W Sieniawie funkcjonuje niewielka kopalnia węgla brunatnego, która jako jedna z niewielu w Polsce eksploatowała swe złoża metodą podziemną i jedna z najdłużej eksploatowanych na ziemiach polskich (od 1873). Zniszczona w czasie II wojny światowej, podjęła pracę w roku 1950, osiągając maksymalne wydobycie 209,1 tys. ton w roku 1983. Po przekształceniach ustrojowych w Polsce zdecydowano w 1997 o likwidacji państwowej kopalni. W październiku 2002 działalność wydobywczą rozpoczęła tu nowa, komercyjna firma górnicza, zmieniając jednak sposób wydobycia węgla na odkrywkowy. W konsekwencji czego, w miejscu odkrywki powstaje wyrobisko o głębokości do 40 m i docelowej powierzchni 12,5 ha.
W SIENIAWIE warto zobaczyć kościół w stylu neoromańskim z drugiej połowy XIX wieku. Kościół znajduje się w centrum miejscowości , przy którym wznosi się drewniana wieża z 1740 roku będąca pozostałością poprzedniego kościoła.Wioska należała do diecezji Poznańskiej, a od 1287 roku zarządzał nią margrabia Brandenburski, zaś arcybiskup z Magdeburga otrzymał przywilej- pozwolenie na osiedlanie się tu kolonistów niemieckich. Sama wioska była posiadłością rycerską. Po raz pierwszy wzmiankowana pod nazwą Schónow – „piękna okolica”, która weszła w dobra zakonu joannitów w 1350 roku.
W roku 1460 zakon Joannitów otrzymał potwierdzenie wszystkich dóbr od elektora Brandenburskiego, który tu założył majątek lenny i wiązał się płacąc podatek dla diecezji poznańskiej.W pierwszej połowie XIX wieku została uruchomiona kopalnia węgla brunatnego i z tego też powodu wzrosła liczba mieszkańców, którzy tu się osiedlili. Do 1945 kościół w Sieniawie był miejscem modlitw wiernych kościoła ewangelickiego.
Po okresie okupacji na teren Sieniawy napływała ludność z osadnictwa wojskowego oraz mieszkańcy terenów wschodniej Polski z „akcji Wisła”, którzy tutaj znajdowali swój dom. Spora grupa to mieszkańcy, którzy wraz z pracą w kopalni oraz w Zakładach Rolnych „Sad” organizowali swoje życie, wchodząc w nową społeczność. Po zakończeniu działań wojennych od maja 1945 roku Sieniawa należała do parafii Trzemeszno, a pierwszym proboszczem był ks. Władysław Sygnatowicz.
Kolejnym wydarzeniem był rok 1960 i przejęcie parafii przez Zgromadzenie Księży Salezjanów. Pierwszym kapłanem był ks. Mieczysław Rodak, kolejnym ks. Edmund Kożuchowski, ks. Andrzej Fużyński. W pamięci parafian wspomina się ks. Tadeusza Podołowskiego. Pierwsi proboszczowie parafii organizowali z wielkim wysiłkiem życie religijne w Sieniawie. Odnawiono wnętrze kościoła, zakupiono obraz Matki Bożej w głównym ołtarzu, ławki w kościele, a przede wszystkim witraże w prezbiterium oraz w nawie głównej kościoła. Społeczność w początkach życia cieszyła się powstającą wspólnotą parafialną tworząc coraz piękniejszą świątynię pod wezwaniem Matki Bożej. Także ksiądz mgr Stanisław Pikor proboszcz parafii w latach 1988 - 1991 z wielkim zaangażowaniem budował kościół - kaplicę w Zarzyniu, który został poświęcony w 1990 r. przez Księdza Biskupa Józefa Michalika. W 1994 roku parafię salezjańską przyjęli kapłani diecezjalni. Pierwszy proboszczem został ks. Grzegorz Janusz. Pierwszy zadaniem nowego proboszcza był remont kościoła parafialnego oraz budowa plebani.
Tekst i materiały:
Wykorzystano informacje z Wikipedii
Rozmowa z Panią Olgą Staruń l. 87 (wówczas) zam. Sieniawa gm. Łagów.
Redakcja stawia sobie za cel znajdywać ludzi, rzeczy i zdarzenia z dawnych lat. Chcemy to opisać, fotografować i przypomnieć młodszym, jak było ze stanowieniem polskości, pracą i dniem codziennym na Ziemi Łagowskiej, Ziemi Sulęcińskiej i w pobliskich im terenach.
Ryszard Bryl: Po wojnie, w 1945 roku przyjechała Pani na zachód Polski – jak to było ?
Malkendorf(niem) Malutków
Pani Olga: Tak się złożyło, że w drugiej polowie 1945 roku przyjechałam do Łagowa pociągiem ze wschodniej części Polski i zamieszkałam w jednym z mieszkań kolo Posterunku Milicji Obywatelskiej. Byłam jeszcze panną, mój przyszły mąż Stefan był już cywilem, powrócił z wojny z szeregów I Armii WP do Bielska Białej gdzie zaczęła stacjonować jego jednostka wojskowa. Mąż jako szeregowy żołnierz przeszedł szlak bojowy od Lenino do Łaby i tam zastał go koniec walk. Po odpoczynku, po tragediach walk, zmęczeniu i przeżyciach wyjechaliśmy na Ziemie Zachodnie.
R.B.: Jak długo mieszkaliście w Łagowie ?
P. Olga: W podróż udaliśmy się bardzo skromnie, ja z walizką, mąż z plecakiem wojskowym (mieszokiem), jako całym dobytkiem na dalsze samodzielne życie. Jak to młodzi, było nam lekko, kochaliśmy się. W Łagowie mieszkaliśmy tylko kilka miesięcy i już chcieliśmy być samodzielni, być rolnikami, bo dawali zapomogi, przydzielało państwo domy i mieszkania poniemieckie, często jeszcze ze sprzętami gospodarstwa domowego, inwentarzem zwierząt, maszynami rolnymi, czy zbożem do zasiewów ziemi.
Z pomocą władz lokalnych w Toporowie i Łagowie, które były jako miejscowości z koleją punktami repatryjacji – ludzi osiedlano i osiedlano jak Karguli i Pawlaków.
Nam wskazano poniemiecką, niezrujnowaną wojną wieś Malutków (niem. Malkendorf) i tam osiedliśmy na kilka lat zajmując się coraz bardziej i w całości rolnictwem.
R.B.: Ile lat mieszkaliście w Malutkowie ?
P. Olga: Chyba 4 lata, do końca lata 1950 roku, gdyż przyszły zawiadomienia z Sulęcina i od wojska, aby szukać sobie, i też nam władza pomagała, nowych miejsca zamieszkania i pracy gdzie indziej. Powodem były decyzje, że rozbudowują dla wojska poligon w Wędrzynie, a ten już tutaj był, po Niemcach…
Po poszukiwaniach, mając już pewne rozeznanie w terenie, wybraliśmy duży dom częściowo zamieszkany w Sieniawie Lubuskiej k. Łagowa Lubuskiego, i tutaj do tej pory mieszkam, tutaj rodziły się moje dzieci, dorastały i odchodziły na swoje.
R.B.: Jak poukładaliście sobie jako młodzi, sprawy rodzinne ?
P. Olga: Ślub kościelny zawarliśmy w Łagowie Lubuskim, w kościele pw. Jana Chrzciciela, było skromnie, ale takie były czasy i zaczęły rodzić się dzieci.
Mam 7 dzieci, 4 synów i 3 córki, wszyscy żyją i zamieszkują zgodnie w Sieniawie i okolicy, niektórzy jeszcze pracują zawodowo. Doczekałam się 21 wnuków i prawnucząt, dziewczynek i chłopców. I oni mają już swoje rodziny.
R.B.: Co dała Wam Polska nowa, w 1945 – 1946 roku, gdy sama była młoda a wy zasiedlaliście tereny wiejskie ?
P. Olga: Jak pamiętam była już chyba poza pomocą wojska, państwowej administracji, także pomoc międzynarodowa, tzw. UNRRA. Dostaliśmy mąkę, cukier, dostaliśmy konia do prac polowych, zapomogę pieniężną 200 złotych, obietnicę, że dadzą 10 hektarów ziemi na własność - ale dostaliśmy mniej. Mając sprzęt rolniczy po Niemcach, siłę i młodość oraz świadomość, że jesteśmy na swoim, jest bezpiecznie, skończyły się czasy głodu i niepewności – zaprzęgnęliśmy się do codziennej ciężkiej pracy.
R.B.: Jak wyglądała wieś i tereny pobliskie gdzie zamieszkaliście ?
P. Olga: Nie widzieliśmy jako nowi osiedleńcy wszystkiego, co było w okolicy, ale poznawaliśmy ją chodząc piechotą, jeżdżąc rowerem czy furmanką. Tereny były ładne, były stawy wiejskie i jeziorka, jedna z poniemieckich wiosek Lipowo (niem. Lindow) była już zburzona, niezamieszkała jako przygotowana pod przejęcie poligonowe. Był tam widoczny kościół, wieża i zaniedbania w parku. W Malutkowie też był kościół poniemiecki, ale wtedy nieczynny, nie wiem co było potem.
R.B.: Jacy ludzie osiedlali się wtedy w Malutkowie, Łagowie, Sieniawie ?
P. Olga: To byli różni ludzie, z różnych stron Polski, z wojska, ze wschodu. Ludzie byli starsi, młodsi, z dziećmi, dwupokoleniowi, tak jak ich przesiedlono lub jak wybrali nowe tereny do zamieszkania, często byli tak jak my z plecakiem, walizką, wózkiem, inwentarzem. Potem ściągali na te tereny innych znajomych rodzeństwo, przywozili ziarno pod zasiewy…
Wszyscy byli biedni, nie było zawiści, kradzieży, a kłopoty rozwiązywano, tzw. samopomocą sąsiedzką. Pamiętam, że sąsiad wspierał biednego sąsiada – przyniósł garnek mleka, kurę z młodymi kurczakami aby już były na podwórku swoje jajka i mięso. Inny worek żyta lub pszenicy na siew lub do młyna, kartofli do jedzenia lub posadzenia w polu. Podobnie, sąsiad ciągnął do sąsiada zapracować, odpracować darowiznę , pogadać wypić i zaprzyjaźnić się. W Malutkowie mieszkali bracia Łużyńcy, potem mieszkańcy i rolnicy w Jemiołowie. W Łagowie mieszka z tamtych czasów p. Andrusik.
Było jednak, parę lat po wojnie i złe zachowania niektórych mieszkańców. Gdy się przeprowadzano z domu do domu, ze wsi do wsi, to zdarzali się złodzieje, szabrownicy, że pomocy musiało udzielać Wojsko Polskie z pobliskiego garnizonu. W Sieniawie mieszkał i nie krył się z tym mężczyzna, cywil z bronią krótką, nazywali go kapral Konieczny. On był chyba z UB lub wojska, bo legitymował, zatrzymywał obcych w okolicy. Potem z Sieniawy gdzieś wyjechał.
R.B.: Jak gospodarowało się w Sieniawie, czy Pani pracowała ?
P. Olga: Nie pracowałam, cały czas byłam przy mężu, urodziłam przecież siedmioro dzieci i było co robić w domu, obejściu, gotując, piorąc, prowadząc zajęcia w obejściu. Mąż uprawiał ziemię, oddawaliśmy „planowe” – ustalone normy dostaw płodów rolnych za niższe ceny dla państwa. Takie były działania antykułackie. Po wsiach chodzili kontrolerzy i sprawdzali zasoby stodół, piwnic oceniając zapasy.
R.B.: Jak zagospodarowany był czas wolny, wieczory ?
P. Olga: Po wojnie w wielu wsiach nie było światła lub często go brakowało i trzeba było planować zajęcia „za dnia”, aby wieczorem też coś robić przy świecach lub lampach naftowych co było prawie normalne.
Wieczorami robiliśmy spotkania, takie „pierzajki” – czyli darcie pierza gęsiego, kaczego na puch do pierzyn i poduszek, były śpiewy, pogadanie, opowieści z życia swoich stron pochodzenia i alkohol pędzony nocą.
W Sieniawie, w parku tradycją było, że robiono majówki, potańcówki na świeżym powietrzu z akordeonem, patefonem z dużą tubą. Wtedy i teraz Sieniawa stała na węglu brunatnym, kopano go, wydobywano i transportowano do stacji kolejowej i dalej w Polskę. To była praca, święto i tradycja lat pięćdziesiątych, do osiemdziesiątych.
W moim domu było czym palić, co jeść, gdzie piec ciasto, po Niemcach było nawet centralne ogrzewanie.
R.B.: Gdzie wtedy ludzie pracowali ?
P. Olga: W Sieniawie była praca głownie na roli, w PGR – ach, ziemia była zawsze uprawiana, była piekarnia, gorzelnia, młyn gospodarczy gdzie robiono mąkę, otręby. Do 1945 roku w zajętym na PGR majątku był też mały browar, chyba produkowano piwo dla istniejących sklepów i restauracji we wsiach. Bo Niemcy tak mieli zorganizowane gospodarowanie aby być samowystarczalni po wsiach.
Zakupy robiliśmy w Sieniawie, Łagowie, Międzyrzeczu, Świebodzinie bo podróż odbywaliśmy pociągami PKP. Podstawą transportu był rower, furmanka i długie wędrówki pieszo do celu.
Mąż Stefan pracował głównie na roli, ale także najmował się do grodzenia sadów, pracował też w Fabryczce. Tak nazywano do lat siedemdziesiątych małą wytwórnię obudów ebonitowych do sprzętu elektrycznego. Ta Fabryczka była ochraniana przez uzbrojoną Straż Przemysłową.
Potem mąż umarł, dzieci się usamodzielniły, mają własne rodziny, swoje życie i tak sobie w spokoju żyjemy.
R.B.: Dziękuję za chęć rozmowy o tamtych czasach.
Rozmawiał Ryszard Bryl
Królestwo akcesoriów browarnych w SIENIAWIE LUBUSKIEJ
W SIENIAWIE LUBUSKIEJ pod numerem 3, tuż przy samej drodze prowadzącej z ŁAGOWA (po przeciwnej stronie miejscowego Cmentarza) znajduje się swego rodzaju piętrowy budynek, do którego warto i należy przyjechać i tu zajrzeć.
Budynek jest własnością prywatną,gdzie są pomieszczenia mieszkalne oraz gospodarcze ale także na parterze jest od wielu lat sklep z artykułami spożywczymi. Są tutaj stoliki więc można usiąść i odpocząć a przy okazji zjeść i wypić to i tamto. Jest także i telewizor a jakże by inaczej. Jak jest mecz, śmiało można w dobrym towarzystwie ten mecz oglądać i przeżywać autentyczne kibicowskie emocje.
Sklepy są w wielu miejscowościach w tym i w samej Sieniawie, ale zapewniamy,że w tym przypadku nie chodzi o sklep jako taki-w sklepie tym znajduje się niesamowite prywatno-publiczne jakby muzeum z setkami kufli do piwa,otwieraczy do butelek,pokali,beczułek po rożnorodnych gatunkach piwa pochodzących z różnych części świata.
Gdy to zdecydujemy się na podróż do SIENIAWY LUBUSKIEJ i odwiedzimy ten sklep najpewniej spotkamy w nim Człowieka, który chętnie opowie nam o swoich podróżach i historii zgromadzonych eksponatów. Tym Człowiekiem jest Pan MARIAN KOSZYK urodzony 22 lipca 1948 roku w Sieniawie.
Pan MARIAN KOSZYK przez pewien okres czasu mieszkał i pracował w ZIELONEJ GÓRZE a po latach i po zakończeniu pracy zawodowej wykonywanej w Winnym Grodzie powrócił do swojej rodzinnej miejscowości i na swoje rodzinne włości. W dniu 20 lipca 1989 roku ( a więc prawie w swoje urodziny ) rozpoczął działalność gospodarczą prowadząc sklep,do którego w tamtych przecież jeszcze nie tak odległych czasach przychodziło wielu,wielu górników pracujących w Kopalni Węgla Brunatnego w SIENIAWIE. W sklepie było tłoczno i gwarno jak w śląskich górniczych knajpkach. Po ciężkiej pracy górnicy mieli miejsce do spotkań i wypicia tego i owego a atmosfera była tu wtedy i jest do dzisiaj bardzo pozytywna i zachęcająca do odpoczynku po trudach codzienności. Teraz po tamtych czasach górniczej Braci pozostały wspomnienia ale Pan MARIAN KOSZYK przez mijające lata oprócz prowadzenia sklepowego interesu podróżował po świecie. Odwiedził między innymi takie kraje jak MAROKO, SENEGAL, EGIPT, TUNEZJĘ, TURCJĘ, DUBAJ, TAJLANDIĘ, KAMBODŻĘ.
Oprócz zwiedzania i fotografowania ciekawych miejsc i obiektów przywoził ze sobą z tych podróży takie gadżety jak otwieracze do butelek,kufle do piwa i tym podobne. Po arabsku otwieracz do butelki nazywa sie MUFTA.
Nie chował ich jednak do tak zwanej szuflady czy też piwnicy ale postanowił je eksponować w swoim sklepie, a jego kubatura w miarę na to pozwoliła.
Gdy wejdziemy do sklepu to widzimy,że na wielu półkach,na ścianach,przy ladzie ustawione są lub zawieszone różnego rodzaju butelki od piw-wielu z nich już nie ma na rynku,stoją kufle od piwa wszelakiego asortymentu i setki a może tysiące otwieraczy do butelek różnego kształtu,koloru i wyglądu.
Patrząc na to wszystko można dostać tak zwanego oczopląsu. Wiele eksponatów Pan MARIAN otrzymał także od innych życzliwych osób i nadal je gromadzi.
To nie wszystko co turysta czy też klient sklepu może tu zobaczyć. Na posesji na tyłach sklepu w innym budynku znajduje się swego rodzaju wystawa narzędzi rolniczych i warsztatowych,które pamiętają naprawdę zamierzchłe czasy, a dla wielu nie tylko młodych ludzi mogą być intrygujące i fascynujące-jak kiedyś z tym wszystkim radzili sobie rolnicy minionej rolniczej epoki.
My nawiedziliśmy sklep Pana MARIANA KOSZYKA w dniach 30 lipca 2014 roku oraz 09 marca 2015 roku. Prezentujemy ciekawe zdjęcia jakie tam wykonaliśmy na których widać niezliczoną liczbę eksponatów.
Niestety wszystko ma także swoje mniej atrakcyjne strony-w tym przypadku jest to konieczność odkurzania tych eksponatów, a co pewien czas jest to niezbędne, ale o tym już może osobno opowiedzieć sam hobbysta Marian Koszyk i małżonka Pana Mariana – Pani TERESA KOSZYK. Wymaga to czasu i wysiłku, ale warto się tej czynności poświęcić a wychodzi efektowna prezentacja. A co byśmy wtedy oglądali,gdyby nie zaangażowanie i praca Państwa Koszyk. Więcej zdjęć dotyczących sieniawskiej ekspozycji znajdziesz na stronie www.plus.google.com/photos/../albums/...
Warto więc odwiedzić to miejsce i dobrze,że są Ludzie, którzy mają taką czy inną pasję, bo dzięki temu ten nieskończenie ciekawy,otaczający Nas Świat jest jeszcze bardziej interesujący,fascynujący i pozytywnie oddziałujący na Człowieka szukającego przecież nieustannie wytchnienia od problemów co rusz w życiu występujących i Nas Wszystkich w taki czy inny sposób trapiących.
Edward Dondalski, Ryszard Bryl