Klimaty Łagowskie

1 stycznia 2015


Słynne osoby ze wschodniej BRANDENBURGII


Bracia von Zobeltitz – powieściopisarze z miejscowości Poźrzadło koło Toporowa


Zmierzwione włosy i na pozór niezrównoważony stoi na skraju lasu i wioski. Nigdy by sobie nie pozwoliła Róża Szelagowska nazwać swojego męża pyrrusem. Kiedy ich w 1945 roku z terenu nad Bugiem nad Odrę przepędzono, stała właśnie na swoim placu z drzewem w dzisiejszej miejscowości Drzewce niedaleko od Rzepina. “Dla mnie był i jest do dzisiaj nieudany rodzaj gruszy” mówi siwa Polka patrząc na niedaleko niej i okna stojące drzewo.

Było ono dla niektórych byłych mieszkańców tych okolic prawie jak godło miejscowe.

Natomiast Hans von Zobeltitz, który był dumny z tego ,że służył czterem królom pruskim, znał ową gruszę bardzo dokładnie. Przecież on był tutaj w swoich rodzinnych stronach “w Nowej Marchii”, w tym czasie niepodzielnym terenie wschodnio-torzymskim, który on cośkolwiek ironicznie nazwał krainą knodelską”. W ten sposób potomek szlachty z Poźrzadła – tak nazywa się od 50 lat ową miejscowość i opisuje drzewo-gruszę. “I kto owej nazwy nie zna” kontynuuje, kiedyś mężny gwardzista fizylierów z pruskich koszar przy Berliner Cheusseststrasse w swoich wspomnieniach życiowych“ - temu się wyjaśnia-knodelki, to niezbyt smaczny rodzaj gruszki, która rzekomo na tych piaszczystych ziemiach szczególnie dobrze dojrzewa. “Kraina knodelek” nazwa, która w wielu książkach tego pruskiego oficera występuje. Urodził się 9 września 1853 roku w majątku swojego ojca i nazwa owej książki była jego ulubioną. Nie była ona tylko wspomnieniem, lecz również większą częścią jego młodości z rodzinnych stron i również dla nas, którzy już tak długo musimy przebywać poza krainą knodelek- posiada ta książka Hansa von Zobeltitz wiele wartościowych wspomnień.


Zwykły styl życia w domu szlacheckim.


Następujące zdania uporządkują niektóre pomysłowe opisy na temat tzw. bujnego życia junkrów. “Tuż obok zwykłego, jednak obszernego domu panów, przez okolicznych chłopów zwany zamkiem stał dom dla służby. W tym domu dla służby żyli moi dziadkowie, zanim tzw. “zamek” został przez dziadka w 1830 roku zbudowany. Mój ojciec i jego rodzeństwo urodzili się w tym domu.

Ów dom dla służby, kryty słomą, nie miał nawet drewnianej podłogi, a raczej polepę glinianą.

Nasze życie mi z tego powodu było tak zwyczajne, że nasze środki życiowe i warunki były tak skąpe...nie...bo funkcja naszego domu odpowiadała z małymi wyjątkami zupełnie tym naszym sąsiednim dworkom.

Wszędzie panowała zasada, nie wspominając towarów kolonialnych, że wolno tylko spożywać to, co na majątku wyrosło i dojrzewało. Przy używaniu towarów kolonialnych skąpiono ich (bo były drogie), cukier kostkowy bywał niezwykle mały, mocną kawę uważano za wysoce niezdrową, a dzbanek z herbatą rzadko ktoś znał, lodowni (pomieszczenie do składania w zimie lodu na potrzeby chłodzenia latem w gospodach, restauracjach) nie było prawie, podobnie urządzeń łazienkowych...”


Czterdzieści życiorysów niemieckich mężczyzn.


I jeszcze jedno zdarzenie owych czasów, które zniknęło dzisiejszym i przyszłym mieszkańcom Ziemi Torzymskiej z pamięci opisał Hans von Zobeltitz. Ówczesny mieszkaniec tych ziem, który skończył gimnazjum w Berlinie , oraz kształcił się w szkole kadetów, brał udział w wojnie francusko-pruskiej w latach 1870/1871 wykładał jako docent taktykę wojenną na akademii, zanim w 1890 roku jako żurnalista zdobywał swoje pierwsze ostrogi reportera.

“Jeszcze przeżyłem czasy jak budowano drogę z Frankfurtu nad Odrą przez Poźrzadło, dalej do Świebodzina, jak wyrastały wysokie topole nad nią , a później budowę kolei żelaznej do Poznania przez Toporów , przy czym mój ojciec się udzielał.

Szosa oraz pocztowe przewozy na niej działające nigdy nie zapomnę. Prawie co wieczór “ - tak wspomina późniejszy pisarz czasopisma “domowina” wydawnictwa Veltragen i Klosings Monatschefte, wychodziliśmy w kierunku szosy aby czekać na pocztyliony i liczyliśmy ilości zaprzęgów. Już z daleka zgromadziły się pocztyliony przez grane sygnały, a następnie powożący zrzucał z wysokiego kozła z wielkim zamachem swoje skórzane torby. Takie torby posiadało każde dominium, jak potocznie określano gospodarstwo szlacheckie.

Klucze do owych toreb były dwa- jeden u szefa poczty w Torzymiu, drugi znajdował się w rękach mojej matki.

Cykl wspomnień starszego z braci Zobeltitz nie jest dziełem literatury światowej. Jest dziełem wspomnień stron ojczystych, łatwe do czytania- przyjemnie do czytania, z małą dozą pokory. Zresztą w żądnym przypadku nie można do owych powieści stosować krytyki lub wypowiedzi pana Schopenhauera, że należy z powodu renomy pisarza przeczytać.

Hans von Zobeltitz był zwykłym człowiekiem, dumnym mieszkańcem Marchii. I jeśli ktoś w jego stylu literackiego w tym dziele nie lubi, może znaleźć upodobania w innym “Czterdzieści życiorysów”, opisujących mężczyzn nowszych czasów. Obok “żelaznego kanclerza” Bismarcka zostały przedstawione w szerokim ujęciu charaktery Theodora Fontany, Fritza Reutera, Henryka Schlimann-odkrywcy i poszukiwacza historii Troi przedstawiony obok egiptologa Karla Richarda Lepsiusa.

Pochodzący z Essen opisany został król armat Alfred Krupp i mistrz budownictwa Gotfried Semper, jak również “pomocnik ślepych” Albrecht von Graefe zostali scharakteryzowani w jego wspomnieniach. Nie jest to dzieło wychwalające bohaterów, jednak miało ono wzruszać serca i rozum czytelnika. Takie twierdzenie dał do zrozumienia autor w przedmowie.

W książce “Obrazy życia” pokazują autora w podsumowaniu jego zachowań i przeżyć.

Hans von Zobeltitz zmarł 4 kwietnia 1918 roku w Bad Oeyenhausen.


Piszący brat pomiędzy obowiązkami i rodziną.


Częściej jak właściwie jego nazwisko i to już w czasie żywota padało w kręgach literatów pruskich imię o cztery lata młodszego brata Fedora. “Tak lubiłem żyć” wyznawał on mężnie w swoich wspomnieniach. I to nie tylko na włościach poźrzadelskich swojego ojca odległych o 5 km na południe od Łagowa, którym później jako letnią rezydencją rodzinną zarządzał. Nie zamierzał jednak nigdy jako właściciel tam gospodarować.

“Jako gospodarz, rolnik mógłbym przejąć majątek rolny mojego ojca, tak pięknie się on prezentował, jednak nie dało się na nim tkać jedwabiu” - pisał. Fedor von Zobeltitz wyprowadził się w szeroki świat. Ów świat nazywał się początkowo BERLIN, gdzie redagował “Nowe wojskowe kartki”. Później szlifował swój zawód żurnalisty jako naczelny redaktor w berlińskiej “Gazeta dla kobiet” i “Niemiecka karta rodzinna”. Jednak najbardziej lubił podróżować do krajów północno-afrykańskich, krajów takich jak Algieria i Maroko lub krajów południowo-europejskich jak na przykład Italia.

Posiadał o niezmiernie wielką miłość do “nizin” i jak musiał się z nimi pożegnać wymusił w sobie spojrzenie do przodu zamiast do tyłu.

Jednak tylko mieszkaniec miasta nigdy nie zarzucił bytu człowieka prowincjonalnego. Marthy von Zobeltitz, wieloletniej drugiej małżonki Fedora.

Ścieżką nauki nazywał on (Fedor von Zobeltitz) swoje wycieczki w cudzie kultury, które zaostrzyły jego spojrzenie poza kręgi prowincjonalne swojej wioski, przy czym nigdy nie zatracił socjalnego spojrzenia na otoczenie w kierunku Marchii.

Czytając obecnie jego książkę “Zdetronizowani” można odnieść wrażenie ,że Teodor von Zobeltitz nie myślał tylko o swoich czasach i o swoim pokoleniu.

“Chodzi o coś znaczenie większego niż nieznośną walkę stronnictw partyjnych. Chodzi o to, by poczciwej pracy zwrócić moc i pozwolić ją z kręgu indywidualnych samolubnych interesów. Tylko w tym optymizmie widzę owocne podłoże dla ewangelium pracy, widzę dobrobyt Niemiec...”

Praca – ona była dla piszących braci tak święta jak i obowiązek. Gdy Hans von Zobeltitz w jednym ze swoich dzieł pod nazwą “Praca” , drugi brat Fedor wydał w 1894 roku dwa tomy pod tytułem “Obowiązek w stosunku do siebie”. Jednak ów “Obowiązek do siebie” nie charakteryzował się twardą zawziętością. Fedor von Zobeltitz był z natury wesoły, lubił humor i rozwiązłość.

I nie bez powodu ujął swój humor w księdze o winach pod różnorakim i oryginalnym tytule “Wino, kobieta i śpiew”. Równocześnie czuł się on dobrze w 'Złotym rogu” w Norymberdze, jak i w “Blütgericht” (“Sąd krwi”) lub “Lutter i Wegner” w Berlinie.

Tęsknie życzył on sobie, aby jego dobre samopoczucie przeniosło się na wszystkich współżyjących ludzi, zarówno zamożnych jak żyjących skromnie. Z tego życzenia, aczkolwiek utopijnego wyrosło dzieło literackie w postaci powieści pod tytułem “Trzy dziewczyny przy kole przędzarskim”.

W ostatnich zdaniach tego dzieła pisze autor i mówi ustami Brőkelmilchmann - “agrarnik” z przemysłowym doświadczeniem i znacznym duchem przedsiębiorcy – wnoszę toast dla Fedora von Zobeltitz – którzy zarówno szczęście biorą, jak również szczęście rozdzielić potrafią...”To radosne bycie pozostało urodzonemu 05.10.1857 roku Karl Maria Fedor przez 77 lat życia. Gdy 10 lutego 1934 roku śmierć w Berlinie pióro z ręki wytrąciła, pozostawił on jak jego starszy brat Hans kolorowy obraz wspomnień Ziemi Torzymskiej. Jak wspomniał w swojej autobiografii Fedor von Zobeltitz o wspólnym miejscu urodzenia; “W Niemczech, w których się urodziłem istnieje kilka miejscowości o nazwie Spiegelberg (Poźrzadło). To Poźrzadło, w którym ja się urodziłem jest jednak najstarsze. Na mapie z roku 1350 zaznaczono ową miejscowość jako Spiegelberg i w tym też roku przypadła Zakonowi Joannitów, który w pobliskim LAGOW (ŁAGOWIE) utworzył komandorię (konturię) w spadku po Zakonie Templariuszy.

Wtedy również Poźrzadło zostało jako ziemie lenne przydzielone rodzinie Zobeltitz – wtedy Zabeltiz, łącznie z miejscowościami Toporów (Topper) i Żelechów (Selchow))”.

Fedor von Zobeltitz marzył nie tylko o swoim Poźrzadle, którą to wioskę nazwał - “pogodna wsią, leżącą w typowej krainie Marchii, również okolicą, gdzie pogodne doliny mieszały się z otoczonymi lasami świerkowymi, wzgórzami, pośród których rozprzestrzeniają się błękitne jeziora otoczone bukowymi lasami oraz życiodajnymi polami”.

Prawie wszystkie powieści jak “Murowany las”, “Lepiej panem jak parobkiem”, “Joannici” tchną duchem i klimatem rodzinnych stron-pól, łąk i lasów.

Wiele ugorów i piasków otaczają dzisiaj pola i lasy obecnego Poźrzadła. Chłopów pracujących w pocie czoła na polach tych okolic bracia von Zobeltitz nie ujrzeli prawdopodobnie. Dzisiaj dużo pól leży odłogiem , a pianie koguta zastępuje szczekanie psów.

“Pewnie istnieją na tym świecie urodzajniejsze okolice” - muszę przy pożegnaniu Poźrzadła słowami Hansa von Zobeltitz w swojej powieści “Na Marchijskiej ziemi” , myśleć , a krainy , w których tak naprawdę mleko i miód płynie, okolice, które optycznie mocnej wpadają w oko.

Marchia jednak przemawia do mojej duszy”.


Opracował:

Karl-Heinz Schneider


Tekst wyszukał Ryszard Bryl

w Weststernberger Heimatbrief Heft 20/97


Tłumaczenie na język polski:

Peter Glogowski





31 grudnia 2014


Łagowskie Bramy


Łagów jako Castrum Lagowe, podgrodzie, gród z X wieku, jeszcze nie w pełni opisany obszar tworzenia i początków powstawania ma do dzisiaj swoje charakterystyczne budowle.

Brama Marchijska (do 1945 nazywana Berliner Tor, Brama Branderburgische Tor, Branderburska, Berlińska), to wielowiekowa budowla obronna wówczas w czasie budowy czyli z XVI wieku, tuż obok nieistniejącej już fosy (podmokły teren amfiteatru) stanowiąc utrudnienie dla atakujących Zamek Joannitów, a takie się zdarzały…

Jak każda budowla, tego przez setet lat grodu i podzamcze, twierdza obronna, musiała być budowlą strategiczną czyli lokalnie siedzibą grupy rycerzy aby mogli kontrolować (i to robili) szlaki handlowe, kupieckie oraz ścigać rzezimieszków. Jak każda budowla, taka brama wraz z murami obronnymi zamykała podzamcze od strony wschodniej wówczas, (zachodniej po 1945 r). Brama

Brama Marchijska przez setki lat zmieniła swoja przeznaczenie z obronnej, strategicznej, niższej i surowej jak dawniejszy Zamek, do lepiej wykorzystanej, wyższej o piętro szachulcowe – ceglano – szachulcowej, zamieszkiwanej w XX wieku, do 1945 r. Nazwa bramy w oczywisty sposób zaświadcza, że prowadziła w głąb Niemiec, w przeciwieństwie do Bramy Polskiej (niem. Polnische Tor, Posener Tor - Poznańska Brama). Obszary wokół bram Niemcy oznaczali na mapach i w potocznym nazewnictwie Przedmieściem Marchijskim i Przedmieściem Polskim (dalej patrząc na wschód, w głąb Polski). Brama

Brama Marchijska, to u podstaw mocna budowla z cegły o dwóch przejściach – większym jedynym do 1927 r. dla ówczesnych karet, wozów, przemarszów kolumn zwartych, dla pieszych i pierwszych pojazdów mechanicznych i rowerów.

Od 1927 roku w Bramie Marchijskiej przebito mniejsze przejście z chodnikiem dla pieszych i tak pozostaje do dnia dzisiejszego. Wytworzenie bezpiecznego i potrzebnego przejścia dla pieszych wiązało się z 200-tu leciem uroczystości w Lagow posiadania praw miejskich, rozwojem Lagow, bezpieczeństwem lokalnym pieszych. Brama Do dnia dzisiejszego obraz zewnętrzny Bramy Marchijskiej pozostaje ten sam – piętro szachulcowej konstrukcji, dach kryty, dachówką z tzw. bawolim okiem okiennym i różnie wykorzystywaną po 1945 r. w czasach PRL-u. Tak więc Brama Marchijska należy do bram piętrowych, owalna w swoim wykończeniu, kilka razy przebudowywana pod potrzeby Zamku i przeznaczenia. Wyposażenie piętra było ceglano belkowe z poddaszem, z czasem zabudowane do zamieszkania. W ostatnich dziesięcioleciach Brama Marchijska była jako proste Schronisko Młodzieżowe o kilkunastu łóżkach PTTK-u, pokoje gościnne, Brama Cepelia, księgarnia, pokoje hotelowe, od 1998 ZO PZ Wędk., który wydzierżawił obie Bramy i solidnie wyremontował dysponując nimi do 2011 roku.

Pomieszczenia w Bramie Marchijskiej, to pełne wykorzystanie każdego metra, zabezpieczenie wiązań drewnianych, starych belek konstrukcji dachu, jego wiązań drewnianych. Brama z pokojami wypoczynkowymi zabezpieczonymi przed chłodem jesiennym i wiosennym, z siecią elektryczną, wodą bieżącą, lodówkami, kuchenkami gazowymi, TV, tapczanami do spania, pościelą, szafkami i stolikami do całodobowego wypoczynku, Brama to dobre miejsce w Łagowie. Obie Bramy mają mocne bezpieczne schody, drewniane i ceglane.

Do 2011 roku (w latach 1998-2011) kierownikiem placówki terenowej Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Wędkarskiego był Łagowianin pan Zbigniew Ziółkowski, miejscowy amator wędkowania. W tych obu bramach są więc aneksy kuchenne, małe-czyste pokoje, WC, czyli obiekty do pobytów wielodniowych, do wczasów i rekreacji po linii wędkarskiej.

Miejsca w obu Bramach są cenione przez odwiedzających, przyjezdnych wędkarzy, wielokrotnie tych samych – ceniących sobie klimat, okolicę, wody i ryby, koleżeństwo i dobrze wykorzystywany czas. Obie Bramy są obiektami blisko obu jezior, z widokiem na wody i obszary nadbrzeżne. Brama

Ta Brama Marchijska była też w okresie nazi-systemu wykorzystywana ideologicznie jako miejsce pracy kół młodzieży Hitlerjugend.

Brama Polska – to budowla na Przedmieściu Polskim – brama obronna, w odległości od siebie obu bram 120 metrów – 130 kroków, na Podzamczu czyli niem. Ring, polskiej ulicy Kościuszki.

Brama Polska, to brama piętrowa zamieszkiwana do 1945 roku przez rodziny niemieckie. Brama ta, to łącznik z miejskimi murami obronnymi Zamku zamykająca ul. Ring i Schlostraβe / Zamkowa, od strony południowo – wschodniej i jeziorem Trześniowskim.

Ta Brama, to budowla ceglana, przebudowywana, z piętrem szachulcowym z XV w., z jednym ostrołukowym przejazdem, a chodnik dla pieszych przylega do murów bramy od strony Jeziora Łagowskiego i prywatnych ogrodów i budowli. Brama

Stare zdjęcia niemieckie pokazują jednoznacznie, że Brama Polska była otynkowana i to już w XVII wieku, a tynk odkuto w Polsce Ludowej w 1958 roku.

Tak więc, jest to budynek dwukondygnacyjny, z cegły, z dachem naczółkowym, kryty dachówką – przynajmniej w XVIII i XIX wieku przebudowywana. Na wysokości konstrukcji dachowej występują połączenia cegły z elementami zabudowy szachulcowej.

Brama Polska w latach 90-tych XX wieku gruntownie remontowana, dostosowana pomieszczeniami do całorocznego wykorzystania do 2013 jako hotelik Zarz. Okręgu Polskiego Związku Wędkarskiego. Wcześniej służyła Brama Polska jako siedziba Łagowskiego Gminnego Domu Kultury, kierowanym przez Panią Irenę Łużyńską, przez pewien czas niezagospodarowana. Brama

Czas remontu pozwolił po badaniach konserwatorskich pozostawić drewniane stropy wiązań belkowych, a wykonać nowe klatki schodowe, sieć energetyczną, wodną i kanalizacyjną. Ten remont pozwala funkcjonować obiektowi zabytkowemu w nowoczesnej formule, jako dobre miejsce dla noclegów amatorów wędkarstwa na obfitujące w smaczną rybę lokalnych jeziorach. Trzeba też dodać, że łagowscy wędkarze są stowarzyszeni w kilku kołach lokalnych i posiadają przy ul. I. Paderewskiego stanicę wędkarską z łodziami, pomostem i 2 domkami wczasów sezonowych.

Bramy Polska i Marchijska, to bramy dawniej obronne od pierwszych dni ich powstania, przez kolejne wieki zmieniające swoje przeznaczenie i po to przebudowywane, podobnie jak Zamek Joannitów, w zależności jak ulegała funkcja obronna na rzecz mieszkalno – rodowej, włącznie do 1945 r. Przy Bramie Polskiej była i zachowała się Pastorówka konstrukcji szachulcowej z XIX w., teraz restauracja od 2012 r. Brama Był tam spory obszar gospodarstwa domowego w obejściu murów obronnych, blisko kościoła i ogrodnictwa przyzamkowego rodu Margot Wurmb v. Zink wraz z małym folwarkiem. Ciekawostką zimy – wiosny 1945 roku, po wkroczeniu Armii Radzieckiej jest fakt, że w bramach stał posterunek żołnierski legitymując pieszych i pojazdy, a droga była jedyna…

Inną cywilną też ciekawostką lat powojennych 1945 – 47 było wyburzenie budynków szachulcowych przylegających do murów zamkowych – obronnych i przy Bramie Marchijskiej i do tej pory nie znamy powodów wyburzenia gdyż przetrwały do 1945 r. i mogły być nadal…

Kolejną ciekawostką był fakt wyburzenia wielorodzinnego budynku piętrowego na wprost restauracji „Pod Basztą (teraz parking) w roku 1954 na potrzeby realizacji filmu fabularnego „Godziny nadziei” – w reżyserii Jana Rybkowskiego. Czyli znowu napiszę prawdę tamtych czasów – ani Rosjanie, ani Niemcy nie zniszczyli budynków, a zrobili to Polacy w latach 1945 – 1955.

Jeszcze kolejną ciekawostką, to umownie przyjęte pozostałości tzw. murów obronnych, to rekonstrukcje powojenne wypełniające przestrzenie po ruinach i wyburzeniach. Oryginału murów obronnych pozostało niewiele.


Tekst i zdjęcia:

Ryszard Bryl


Od redakcji:

- Brama Polska – wyjeżdżano na polskie tereny,

- Brama Marchijska – jadąc docierano w głąb obszarów niemieckich,

- Zdjęcia współczesne RB / archiwum „KŁ”.





30 grudnia 2014


Udane poszukiwania!


Łagów z końca XIX wieku, to inny Łagów niż kilkanaście lat później np. ok. 1920 roku… Villa Schmeling

Już wtedy z końcem XIX wieku powoli, ale do przodu Łagów rozwijał się, nie było ulicy Bahnhofstraße bo kolej otwarto w 1909 roku, ale droga i to chyba piaskowa, zwykła prowadziła do Neu Lagow i tam można było dojść i dojechać konno, wozem czy bryczką i tak działo się, bo Neu Lagow to nie był obszar nowy, ale od wieków leżący obok Łagowa ze swymi zadaniami, ludźmi, obszarami rolnymi. Villa Schmeling

Przy przyszłej Bahnhofstraße w ostatnich latach XIX wieku postawili duży dom, jeden z pierwszych albo i pierwszy w tej części Lagow. przedstawiciele rodu Wurmb von Zink w osobie właścicielki baronowej Margot, która związała się z Lagow od 1893 roku. Być może duży dom zwany przez lata Villa Schmeling postawił już przedostatni właściciel pojoannickiego zamku Hugo Graf Wrschowetz Sekerka v. Sedczicz, który zmarł tutaj w 1889 roku i tutaj ma w kaplicy cmentarza teraz czynnego i katolickiego swoje miejsce i płytę w ścianie. Oba rody były powiązane rodzinnie, znane w tamtym Lagow i trochę dla niego zrobiły, a to widać do tej pory. Villa Schmeling

Villa Schmeling licząc w XX wieku, w Lagow i mająca nazwę j. w., to dom przy Bahnhofstraße 1 do 1945 roku, do lutego, do wejścia Armii Radzieckiej – i wtedy uległa splądrowaniu i pożarowi i przestała istnieć. To w tej Villi Schmeling były wynajmowane pokoje dla letników tamtego czasu, tam też poczta niemiecka wynajmowała powierzchnię i była to Deutsche Post do 1945 roku. Dom ten zamieszkiwała rodzina Markwitz z upoważnienia Margot Wurmb v. Zink i zarządzająca domem, dostępem do małej przystani z łodziami w zatoce j. Trześniowskiego i tym co jej zlecono. Villa Schmeling Do Villi Schmeling przyjeżdżał i tutaj bywał graf Schmeling i od tego nazwiska jest jej nazwa. Resztę objaśnia informacja strony niemieckiej jako odpowiedź na moje błędne twierdzenie i uprawdopodobnienie, że bywał tutaj w latach 30 – tych XX wieku znany bokser niemiecki Max Schmeling. Faktem jest, że Max Schmeling w tym czasie bywał w stosunkowo bliskiej odległości od Lagow, bo w Bad Saarrow. Tak więc sytuację jaką chciał opisać autor, zbierając materiały uznaję za wyjaśnione. Udało się dzięki tym poszukiwaniom włączyć aktywnie stronę niemiecką, zdobyć zdjęcie frontowe Villi Schmeling, które nie funkcjonowało w obiegu publicznym wraz z innymi zdjęciami przedstawiam. Ulica Bahnhofstraße 1, to po 1945 r. ul. Stalina, 22 Października, Pineckiego, 1 Lutego, podzielona na odcinki i inaczej nazywana.


Ryszard Bryl

zdj. archiwalne „KŁ” i strona niemiecka.


Informację o poszukiwaniu, informację o M. Schmelingu ogłosiłem w j. pol. „KŁ” 1/9/2011 i w j. niem. Nr 2/10/2011.





31 stycznia 2015


To cieszy

Podziękowania


Dzięki naszej aktywności w Internecie mamy kolejne dobre informacje o Villi Schmeling, dużym budynku z końca XIX wieku i który uległ spaleniu w II, 1945, po wkroczeniu Armii Czerwonej do Lagow.

Już wyjaśnialiśmy, że nie była to budowla należąca do niemieckiego boksera Maxa Schmelinga, lecz do rodziny baronowej Margot Wurmb von Zink, a gościem, osobami odwiedzającymi i zamieszkującymi Lagow i dom byli ludzie o takim samym nazwisku - Schmeling, i tak nazywano ten dom.

Redakcja otrzymała krótką, nową informację od Pana Hermana Aurich, który przybliżył nam tamte czasy… Liczymy nadal na ciekawe, nowe, kolejne wiadomości o Lagow i okolicy do 1945 roku. Dotychczas nam się to udaje i jesteśmy pełni optymizmu, że dzieje się...

Dzięki takim informacjom poprawiamy błędy, poszerzamy wiedzę o obszarach Brandenburgii, Ziemi Torzymskiej itp., zależnie o jakim czasie historycznym piszemy i wspominamy. Ale najważniejsze przed nami – nadal od 1945 roku i od 6-ciu lat jak piszemy i redagujemy „Klimaty Łagowskie” poszukujemy zdjęć stacji kolejowej Lagow – ujęcia prywatnym aparatem z pobytów w tej miejscowości. Liczymy na sukces !


Ryszard Bryl





28 marca 2015


List od Hermanna Aurich dotyczący Villi Schmeling


Wielce szanowny Panie Bryl,


W przyczynku od pani Christy Weidlich-Zajonzek z dnia 24.września 2014 r. wspomniana jest Willa Schmeling w Łagowie. Długi czas zamieszkiwana była przez Aide Ferdinande von Schmeling, która urodziła się w Werden, a zmarła w Łagowie w dniu 24.10.1919 r.

Ona była córką Augusta von Schmeling, który urodził się w Königsberg/ Królewcu 29.12.1800 r., a zmarł we Freiberg’u w okręgu Breisgau w dniu 25.03.1887 r. jako królewsko-pruski major w stanie spoczynku. On ożenił się w Goetzhofen w dniu 27.07.1829 r. z Zaidą Libuszą hrabiną von Wrschowitz-Sekerka, urodzoną w Goetzhofen w dn. 20.05.1805 r., a zmarłą również we Freiburgu (okręg Breisgau) w dn. 16.07.1876 r.

Zaida Libusza hrabina von Wrschowitz-Sekerka, matka Zaidy Ferdynandy von Schmeling, była krewną Wandy von Wurmb, pani na włościach Łagowa, gdyż Wanda von Wurmb odziedziczyła Łagów od poprzedniej właścicielki, mianowicie hrabiny von Wrschowitz.

Źródło: Kurt von Schmeling (Hg.), Hans Waetjen: Geschichte des Geschlechtes/ Historia rodu von Schmeling, rodu Schmeling-Diringshofen oraz Blecken von Schmeling; 1970, str.64.

Pani Zaida von Schmeling nominowana została przez cesarza Wilhelma II w dniu 10.kwietnia 1893 r. Honorową Damą Fundacji Zehdenick. Źródło: Axel Attula: Dekoracje dla dam; Schwerin 2011, str. 97


Z najlepszymi pozdrowieniami

Hermann Aurich, Kanalstr. 50 A, D-16792 Zehdenick





29 grudnia 2014


I niech tak dzieje się!


Red. „KŁ” przedstawia w swoim numerze 1/9/2011 dwie propozycje dalszych działań grupy roboczej polsko – niemieckiej (łagowian dawnych i dzisiejszych) z roku 2010, po już wstępnym zarysowaniu założeń co robić dalej, w jakiej kolejności, oraz aby poprzez apel do czytelników i mieszkańców uzyskiwać przychylne spojrzenie i włączenie się do współpracy.


Aktualnie grupa realizuje 2 przedsięwzięcia w zakresie opisu i uporządkowania oraz oznaczenia starego cmentarza ewangelickiego na Sokolej Górze, a także zebrania i uporządkowania byłych zasobów TPŁ. Po 1998 roku Towarzystwo Przyjaciół Łagowa zaprzestało działalności i rozmyły się gromadzone latami zasoby w postaci tekstów, wpisów, wspomnień, zdjęć, obrazów, rysunków i in. dóbr materialnych, nieewidencjonowanych w TPŁ. Obie propozycje pozwalają przyjąć, że nie kończą się one na słowach lecz przybierają postać konkretną. Jest to sygnał, że może być lepiej zauważalnie, aktywniej czyli po europejsku. Tutaj w Łagowie i okolicy i dalej jeszcze, musi się znaleźć pilnie w 2011, najpóźniej 2012 powierzchnia wystawiennicza na gromadzone dobra, których zakładam optymistycznie raz jeszcze będzie przybywać aby się działo. Jest dobrze – Pani Annita Zajonzek – Müller – ur. Lagow, teraz Ostfildern i Pan Helmut Sommer Łagowianin, teraz Berlin, aktywnie pracują od pierwszych chwil i pierwszych rozmów aby Łagów był interesujący. Nieustająco od lat, Łagowem żyje Christa Zajonzek – Wendlich z Poczdamu, pisząc interesujące wspomnienia z czasów życia w Lagow. W temacie tym są zorientowani inni, dawni Lagowers i Łagowianie po 1945 w kolejnym pokoleniu…

Rok 2013 i 2014 pokazał, że żywieni byliśmy obietnicami postępu…


Opracował

Ryszard Bryl


Komunikat „KŁ”


Redakcja Klimatów Łagowskich poszukuje osób, ich wspomnień, archiwalnych zdjęć domowych do niżej wymienionych tematów jakie będą opisywane w przyszłości a mają związek z Łagowem/Lagow i okolicą. Wypożyczone zdjęcia zwracamy, przegrywamy na CD, poprawiamy wg życzenia.

1/ W Lagow, w latach 30-tych XX wieku przy ulic Bahnhofstrasse / teraz L. Pineckiego / stała duża wielka – Villa Schmelinga. Ten budynek uległ zniszczeniu po 01.02.1945. Był też pocztą niemiecką do 1945 r. Posiadamy zdjęcia od strony jeziora Trześniowskiego, brak od ulicy i szczegółowych wspomnień, bywał tam graf Schmeling związany z rodziną Wurmb v. Zink. W Bad Sarrow za Odrą jest czynna i odrestaurowana Villa Schmeling gdzie faktycznie mieszkał M. Schmeling – bokser wagi ciężkiej.

2/ Ponownie będziemy pisać o życiu sportowym Leona Pineckiego, zapaśnika ze Stołunia potem Lagow i Zielenzig, miał domy, udzielał się w środowisku Łagowa i Sulęcina do 1949 r. Gromadzimy dalsze wspomnienia. Pisaliśmy w KŁ Nr 3/2009 i piszemy nadal (2014 r.).

3/ Gromadzimy zdjęcia (źle jest ze wspomnieniami) nazwiska mieszkańców, właścicieli lokalu gastronomicznego i skąd byli, o Buchmüle z lat 1900 – 1945 r. Trudno. Mamy zdjęcia różne. I co było dalej, do jezior Bechensee (Buszno, Buszenko), Fischerhaus, Forsterei / Rybakówka, Leśniczówek, tamtych okolic, domku rybaka, Simonshohe (Wzgórze Simona), teraz na mapie góra Jemiołów.

Powoli ale pkt. 1,2,3 już prawie zrealizowaliśmy z pomocą strony niem., poprawiliśmy też błędy w ustaleniach faktów.

Tekst powtórzony – bo nie dzieje się jak zakładano – widać zastoje w działaniach i przedsięwzięciach, ustaleniach i obietnicach już kolejny raz!


Redakcja


Strona niemiecka wyjaśniła nam, że Villa Schmeling, to dom z końca XIX wieku i nie ma nic wspólnego z bokserem Maxem Schmelingiem, nie wiemy czy bywał on w Lagow i czy znał w latach 30-tych XX wieku St. L. Pineckiego jako sportowca zapaśnika. Czytaj w „KŁ”!

Mamy lato 2014,tekst powtórzyliśmy po wiosennym oglądzie Łagowa i okolic i jesteśmy rozczarowani. Mało tutaj turystycznie i mało dzieje się, za mało oznaczeń, wytyczonych opisem śladów niemiecko – polskich, a przecież historycznych! I dokąd zmierzamy w tej dreptaninie i słabej aktywności dnia codziennego, ale może to już maksimum Łagowa.

Mamy grudzień 2014 i już wiemy, że Łagów doczekał się nowego wójta – to Czesław Kalbarczyk, to osoba, od której trzeba oczekiwać i widzieć nowe; dążenie do statusu miasta, dążenie do zdobycia nazwy Zdrój co da nowe, całoroczne miejsca pracy. Tymczasem Łagów stoi w miejscu, szczególnie w inicjatywach urzędniczych. Oby w 2015 roku było lepiej w Łagowie i okolicy - to będzie także widać !


Ryszard Bryl


^^ Do góry