Klimaty Łagowskie

31 października 2015


Las bukowy / Buchwald – obszar ochrony natury i miejsca wypoczynku


Nadesłane przez Helmuta Heinrich’a


Gdy wędrowiec opuści Sulęcin/ Zielenzig, stolicę (byłego) Powiatu Wschodniotorzymskiego/ Oststernberg udając się na wschód, to minie las miejski na Górze Gołębiej i wnet po lewej leży Jezioro Obywatelskie, będące eldoradem kąpielowym gęsto odwiedzanym przez Sulęcinian.

Dalej idzie się to w górę, to w dół pomiędzy lasami, łąkami i polami aż do Trzemeszna Lub./ Schermeisel, gdzie ulica krzyżuje się z koleją żelazną, łączącą Rzepin/ Reppen z Międzyrzeczem/ Meseritz. Tu na wschodzie powiatu, w kierunku Templewa/ Tempel droga dotyka skraju mającego ponad 20 km² lasu bukowego. Na tym pagórkowatym terenie rosną przede wszystkim wspaniałe buki i dęby, ale też różnorodne iglaki.

Perłami w tej bukowinie są Duże i Małe jeziora Buszno oraz wydłużone Jezioro Trześniowskie, u którego, w jego południowym języczku wybudowano w roku 1285 Warownię Joannitów Łagów. Przed Drugą Wojną Światową Łagów był chętnie odwiedzanym uzdrowiskiem powietrznym. Również dzisiaj Łagów przyciąga wielu turystów z Niemiec, głównie tych, którzy w roku 1945 zostali stąd wypędzeni.

U wschodniego wybrzeża Małego Buszna wznosi się na wysokość 211 m ponad poziom normatywny Góra Wyspowa, potocznie zwaną „Górą Lasu Bukowego”. Patrząc z tej góry wkoło dostrzega się czarującą różnorodność tej okolicy.

Las bukowy graniczy od północy z polami Trzemeszna Lub. i Grochowa/ Grochow, na wschodzie z polami należącymi do Templewa, Wielowsi/ Langenpfuhl i Sieniawy/ Schönow, na południu z polami należącymi do Łagówka/ Neulagow i Łagowa, a na zachodzie z polami należącymi do Jemiołowa/ Petersdorf i Trześniówka/ Groß Kirschbaum. Mieszkańcy ostatnio wymienionej wsi zostali w drugiej połowie lat 30-tych przesiedleni z powodu budowy placu ćwiczeń wojskowych „Wandern”, do którego osobom nieupoważnionym wstęp był wzbroniony. Po wojnie Polacy powiększyli ten plac w kierunkach wschodnim i południowym.

Przed ostatnią wojną uczniowie z okolicznych miejscowości w wieku od 10. od 14. lat wędrowali całymi klasami do kąpieli w jeziorze Buszno/ Bechensee. Woda była przeźroczyście czysta i dno widoczne było na wiele metrów głęboko. To na szczęście się nie zmieniło, a byli mieszkańcy, gdy odwiedzają swoje dawne rodzinne strony, również dzisiaj wykorzystują Duże Buszno do kąpieli. Pamiętam dobrze wędrówki z nauczycielem Karolem Roy’em na wzgórzu lasu bukowego w otoczeniu natury udzielał nam niezapomnianych lekcji przyrody.

Wszystkie pory roku w lesie bukowym były pełne podniet. Pierwsza delikatna zieleń wiosną odbijała się na tle niebiesko-zielonych gładkich pni buków. Dziko rosnące krzaki wskazywały swymi pękającymi pąkami liści i kwiatów na zbliżającą się wiosnę, a pod koronami drzew panował wilgotny chłód. Latem promienie słoneczne przedzierały się przez gęste listne dachy. Żeglujące po niebie chmury rzucały cienie na wierzchołki drzew i odzwierciedlały się w wodach jezior. Ale największym jednak przeżyciem był nieskończony spokój. Lekkie, czasami silne porywy wiatru jesienią wyszarpywały drzewom liście i wirowały nimi po okolicy. W całym lesie torzymskim, ale też bukowym leżało zimą dużo śniegu. Leśne drogi były nie do przejścia. Pierwsze ślady na śniegu pochodziły od dzikich zwierząt i dopiero one pozwalały tak naprawdę dostrzec wielorakość gatunkową bytującej tu dziczyzny. Tu były jelenie, czarne dziki, sarny, zające, lisy, borsuki i kuny. Od leśników i myśliwych można się było uczyć odróżniać tropy i ślady.

Również świat ptaków był bardzo bogaty gatunkowo. Wiele ptaków śpiewających, gołębie, puszczyki leśne, wilga i kukułka pozwalały się rozpoznać po ich głosach. Ptaki drapieżne toczyły swoje kręgi nad drzewami i polami, dzięcioły młotkowały po obumarłych pniach, a sójki hałasowały przy każdym zakłóceniu ciszy.

W lesie było wiele dzikich owoców. Zbieranie niebieskich borówek było zajęciem męczącym, ale nabierało się wprawy. Im te jagody w naczyniach były suchsze i czyściejsze, tzn. bez liści, tym lepszą uzyskiwało się za nie cenę. Karta Zbieracza wykupywana we właściwym leśnictwie zapewniała spokój w wypadku kontroli zbieraczy przez leśniczego. Leśne poziomki, maliny, ostrężyny i brusznice też nie były do pogardzenia, ale trzeba było wiedzieć, gdzie one rosną! Zbieranie grzybów dawało wzbogacenie domowego jadłospisu, a w dobrych latach grzybowych dostarczaliśmy też grzyby do handlarza.

Przy drodze wędrownej od leśnictwa do Lokalu Wycieczkowego nad Dużym Busznem było kilka pamiątkowych kamieni. Tak więc Kamień Margrabiego upamiętniał margrabiego Hansa von Kürstin (1513 – 1571), który często bywał tu na polowaniach. On cieszył się dużym uznaniem i uchodził za bardzo sprawiedliwego wobec każdego. Inny kamień upamiętnia wielki sukces kapitana łodzi podwodnej Otto Weddingen’a, któremu wraz ze swoją załogą udało się w roku 1914, w czasie Pierwszej Wojny Światowej, w ciągu zaledwie dwóch godzin zatopić trzy angielskie krążowniki.

Jeżeli weszło się przy folwarku Fitzke’go na starą Ulicę Wojska i Handlu i skręciło się za znakiem rozgraniczającym od Templewa z drogi leśnej w prawo, to napotkało się na głaz narzutowy, na mapie zaznaczony jako pomnik przyrody. Niestety zapomniałem jego potocznej nazwy.

Na drodze leśnej od leśnictwa z Wielowsi do Łagówka stoi jeszcze dzisiaj przy jednym rozwidleniu dróg Lipa Luizy. Lipa ta ma przypominać królowa Luizę Pruską (zm. 1810), o której wśród ludu krążyło wiele opowiadań, w których chwalona jest jej skromna uroda, dobry charakter i odważne zachowania w trudnych sytuacjach. Możliwe, że posadzenie tego drzewa jest dziełem Związku Luizy, dobrowolnej organizacji kobiecej sprzed 1933 r.

Wymieniona już stara Ulica Wojska i Handlu, w kierunku na Poznań zwana też Ulicą Polaków, jest najstarszą drogą, która przecina północną część lasu bukowego. Ona wiodła od Frankfurtu n. Odrą obok Rzepina, pomiędzy Ostrowem/ Ostrow a Turskiem/ Tauerzig, obok Wędrzyna/ Wandern, dotykała Leśnictwa Buszno i biegła przez południową końcówkę Templewa w kierunku kurskiego młyna/ Kurziger Mühle do Międzyrzecza (patrz artykuł P. Wolf’a w Oststernberger HB 1/91, str.15). W opowiadaniach z czasu Francuzów droga ta stale odgrywa swoją rolę.

W „Historii wsi Templewo” nasz nauczyciel Hermann Liebich (zm.1971) pisał o „Zakątku Francuzów” w lesie bukowym. Również w „Legendach i historiach z okolic Torzymia”/Sternberg, autorstwa R. Pankow’a można poczytać o zakopanej kasie wojennej i zabitych Francuzach, zagrzebanych w „Zakątku Francuzów”.

Cały obszar lasu bukowego i lasy na południowy wschód od Łagowa były administrowane przez Leśnictwo Łagów. Bezpośrednio w obrębie lasu bukowego odpowiedzialne za pielęgnację i zagospodarowanie obszarów leśnych były leśnictwa Buszno, Wielowieś i Buchspring, nadzorowane przez nadleśniczego Hauck’a. Za lasy na południe od Łagowa odpowiedzialne były leśnictwa Grunów/ Grunow, Dikte, Koryta/ Koritten oraz Teufelsvorverk/ Czarci Folwark / Diabelski Folwark. Leśnicy byli wspaniałymi ludźmi, najczęściej całe życie przepracowali w leśnych rewirach, a wspierani byli przez niezawodnych robotników leśnych.

Pod koniec lat 20-tych nadleśniczy von Winterfldt z Leśnictwa Łagów podjął inicjatywę upamiętniania długoletnich, wiernych urzędników leśnych. Tak więc przykładowo jedna z dróg leśnych nazwana została Drogą Schuppke’go. Grób leśniczego Schuppke’go można jeszcze dzisiaj odnaleźć na łagowskim cmentarzu. O ojcu Oblasser, który opiekował się do roku 1932 rewirem Leśnictwa Wielowieś przypomina jeszcze dzisiaj duży głaz narzutowy, nazwany Kamieniem Oblassera.

Na wzniesieniu półwyspu pomiędzy jeziorami Dużym i Małym Buszno znajdował się Lokal Wycieczkowy Schmidt’a, w obiegu potocznym zwanym Kowalem Buszna. Dotrzeć tam można było drogami leśnymi i wędrownymi z Trzemeszna Lub., Wielowsi i Łagowa. Tutaj miało się cudowny widok na obydwa jeziora. Przeważnie było tam tak spokojnie, że słychać było napływający z nad wody plusk skaczących ryb. W półokręgu wokół tego lokalu urządzony był ogród dla gości, ocieniony listowiem buków i parasolem słonecznym. Ten Kowal Buszna serwował swoim gościom nie tylko piwo i napoje orzeźwiające, ale tu były wg receptur tego domu przyrządzane gotowane, smażone czy wędzone węgorze i inne rybie specjały.

Urządzenie wycieczki do Kowala Buszna należało do tradycji Zielonych Świątek i wiadomo, że musiały trochę kosztować. Również nauczyciele z Templewa dozwalali sobie zrobić wypożyczonym od majątku chłopskiego Fitzke’go powozem myśliwskim wycieczkę do Kowala Buszna; powóz ten ciągnęły konie mego ojca. Całe związki, towarzystwa sportowe czy wędrowne przybywały do Kowala Buszna. Panie z Ewangelickiej Pomocy Kobiet do Lokalu Wycieczkowego jechały wozem drabiniastym przyozdobionym brzozową zielenią, powożonym przez ojca Bendach’a, często przy dźwiękach akordeonu.

W latach 1935/36 Służba Pracy wybudowała śluzy na naturalnych odpływach obydwu jezior Buszno. Śluzy te miały – w wypadku działań wojennych – zostać otwarte, aby zatopić tereny małych i dużych młynów oraz przylegających łąk i lasów, tworząc przeszkodę dla wrogich wojsk. Ale w roku 1945 śluzy nie zostały otwarte. Tych urządzeń dzisiaj już nie ma, zostały zasypane. Polskie tablice jednak zakazują wstępu na ten obszar.


Podpisy pod zdjęciami:

- Wycieczka zielonoświątkowa do Kowala Buszna, 1928:

Klęcząc po lewej nauczyciel Liebich, za nim siedząc pani Liebich, z przodu córki, w środku leżąc kierownik szkoły pan Bülow, za nim jego żona i córka, po prawej leżąc mój ojciec Heinrich ze swym synem Helmutem na plecach, z tyłu matka Heinrich.

- Kamień Oblasser’a, 1995 r.

Helmut Heinrich

OHB 1/1996

Tłumaczenie z niemieckiego:

Jan Grzegorczyk

Towarzystwo Społeczno-Kulturalne

Mniejszości Niemieckiej

w Zielonej Górze


Od redakcji:

Tekst uzupełnia nam wiedzę o obszarze Rezerwatu Buczyna Łagowska, już w latach 30-tych XX wieku (1937 rok) znanego ze swoich uroków lokalnych aż do jezior Buszno i Buszenko. Było tam i jest bardzo urokliwie choć wojsko trochę przeszkadza i zniknęły niektóre ciekawostki jak Rybakówka/Fischerhaus, leśniczówki i gajówki. Inną faktyczną przeszkodą w ekologii, lasach i jeziorach tamtego obszaru były w latach 60-70-80 tych tajemnice wojsk radzieckich o charakterze atomowych składów zbrojeniowych Układu Warszawskiego. Czy bywali tutaj notable świata nazistowskiego lat 30/40-tych XX wieku nie wiemy – ponoć tutaj polowali, wypoczywali nad tymi jeziorami. To trochę dalej w Wandern/Wędrzyn, Niemcy rozpoczęli tworzyć Trüppenübungplatz czyli po polsku najprościej poligon i tak obecnie pozostaje i tak będzie. Ale … turyści muszą być szanowani gdy zwiedzają i będą zwiedzać ten obszar przyrody, a wojsko niech robi z całym szacunkiem swoje. Oby się nie szarogęsiło jak poprzednicy – wysiedlając swoich. Lindow, Malkendorf, Groß Kirschbaum. W okresie zimnej wojny Ludowe Wojsko Polskie chciało iść dalej – wysiedlać Wielowieś, Zarzyń po Sieniawę – właśnie szarogęsiąc się w tych terenach.

Ciekawostki poatomowe kilka lat temu zniszczyły decyzje Lasów Państwowvch i innych,krusząc bunkry,silosy po pociskach nieuzbrojonych i magazyny. Wszystko to z materiału żelbetowego niszczono specjalistycznym sprzętem.Obecny teren, to obszar leśny wyrównany z niewielką ilością szczegółów tamtych czasów.A można było tą część niebezpiecznej historii,jej tajemnic już niepotrzebnych-pokazywać i zarabiać lokalnie.Las by to wytrzymał.

Ryszard Bryl.





8 października 2015


Rozmowa z porucznikiem w stanie spoczynku Wojska Polskiego,

Panem Janem Andrusikiem

zamieszkałym Łagów, powiat świebodziński, województwo lubuskie


W Wielki Piątek 10.04.2009 roku, w bardzo ciepły kwietniowy dzień wiosenny, na ławeczce przed domem umówiliśmy się wstępnie na rozmowę o dawnych czasach, o bitwie pod Lenino w październiku 1943 roku.


Kombatanci

Ostatni Kombatanci II Wojny Światowej, od lewej stoją:

ppor. Jan Andrusik-Łagów, por. Stanisław Martynowski-Świebodzin,

por. Zygmunt Szukiel-Łagów, por. Jan Mickiewicz-Sieniawa (zdjęcie z 2005 roku)


Rozmowa z 27.04.2009 – przeprowadzona w Łagowie Kolonii

Ryszard Bryl: Nie wiedziałem dotychczas, że był Pan żołnierzem II wojny światowej w ZSRR i w Polsce, że szczęśliwie doszedł do Berlina, że jest Pan przyzwoitego zdrowia, samodzielny…


Jan Andrusik: W Łagowie, to ja jestem od kilkunastu lat, moja droga do tej miejscowości była długa i trudna, wręcz bolesna. Doszedłem tutaj i dojechałem pokonując tysiące kilometrów i widząc tragedie i niejedną śmierć innych. Niestety.

Ryszard Bryl: Na wschodzie jak było?

Jan Andrusik: Jestem z rodziny Polaków, która zamieszkała na terenach dawnej Polski, na Kresach, w Kolonii Kupczyńce pow. I woj. Tarnopol. Naokoło była większość wsi ukraińskich, ale w latach 1922 – 1939 żyliśmy wspólnie, obok siebie i było spokojnie, pracowaliśmy głównie na roli. Jeszcze nie była podsycana potem wrogość, ukrywana i jawna niechęć, nie głoszono ostrych nacjonalistycznych haseł o samodzielnej Ukrainie.


Ryszard Bryl: Jakie były zachowania Ukraińców w 1939 – 40 roku ?


Jan Andrusik: Moi rodzice mieli wiejski sklep, żyliśmy dostatnio i spokojnie choć sklep był mały. Już w 1939 r. niektórzy Ukraińcy srożyli się na Polaków, odgrażali się za zachowania Piłsudskiego i jego wojska, za osiedlanie ziem osadnikami wojskowymi, za zabranie ziem ukraińskiej. Do tej pory musi Pan wiedzieć, nie powiedziano całej trudnej prawdy o czasach osadnictwa o zachowaniach ludzi, ale my Polacy tam też nie zawsze byliśmy w porządku… Tak w październiku 1939, w nocy była pierwsza groźna awantura Ukraińców z bronią na Polaków – ja miałem wtedy 17 lat. W nocy, biciem w dzwony oznajmiono, że jest zagrożenie, że trzeba ubierać się i uciekać, że napadli na nas. Uciekaliśmy w pola, do wsi Hudaczków, polskiej wsi. Były pobicia i strzały, jeszcze u nas nikt nie zginął – zastraszano nas. Coraz częściej widziano cywilnych obcych ludzi, jawnie z bronią długą, coś tworzyli, gromadzili się, organizowali system państwa ukraińskiego, oceniali przeciwnika – Polaków, Rosjan. Formalnie jak wiemy był to teren po 17.09.1939 r. włączony do ZSRR. Jakoś my – ojciec i matka oraz nas sześcioro dzieci (3 siostry i 3 braci) nadal żyliśmy w Kolonii, a dodam, że ojciec osiadł tam od 1920 roku kupując ziemię, a był z Krakowa. To może Pan sobie wyobrazić, pasowaliśmy na obcych !


Wędrówka; Początek gehenny wojennej.


10.II. 1940, nocą wpadli do mieszkania, wojskowi, Rosjanie i dając 20 min. czasu nakazali szykować się do drogi, w podróż, wsiadać na podstawione sanie i jazda na stacje kolejową do pociągu – jak się okazało w niewolę rosyjską. Zdążyliśmy zabić 58 kur i do worka, aby potem było co jeść – jechaliśmy pociągiem w mrozie rosyjskim w głąb Rosji, aż do 04.03.1940r. Tak dojechaliśmy do Krasnojarskiego Kraju w tajgę, w bezkresne obszary, do pracy. Dostali miejsce w domach z drewnianych bali, już zbudowanych, mocno osadzonych w ziemi. Dom na 7 rodzin, z piecykiem do gotowania strawy, ogrzewania, suszenia mokrej bielizny i odzieży, do życia przy nim gdy płonie ogień i daje pożądane ciepło życia…


Ryszard Bryl: Jak było na początku w mrozach Rosji, w nowym miejscu, pośród nowych ludzi, biedy i strachu ?


Jan Andrusik: Pobyt stał się przymusowy, przydzielono nam pracę w lesie przy wyrębie drzew, spławianiu ich rzeką Jenisiej. Do najbliższej stacji kolejowej było 86 km. Pośród ludzi w różnym wieku były choroby, załamania psychiczne, próby ucieczek – śmierć. Ciągle drżeliśmy o rodzinę, obawa o rozłąkę była motorem działania, do życia, pracy, walki o byt, przetrwanie.


Jan Andrusik: Uciekam jednak przez tajgę i Jenisiej, aby dotrzeć do stacji kolejowej, chciał dotrzeć do Krasnojarska, ale to 500 km. Idzie pieszo lasami, bocznymi drogami, jest głodny, słaby, ludzi aby nie wydali, słabnie. Wtedy w lesie spotkał starszego, brodatego człowieka – opowiedział co zrobi, co chce zrobić. Okazało się, że był to syn dawnego zesłańca w Rosji carskiej. Ten Rosjanin miał syna milicjanta, przyobiecał i kazał zaufać, że pomogą, pogada z synem i coś ustalą, teraz aby jeszcze siedział dobę w lesie, potem go zabiorą. Rzeczywiście tak się stało, nie było zdrady, chęci zarobku na uciekinierze – pomogli. Wymyślili, że milicjant będzie udawał, że konwojuje Polaka jako aresztanta do Krasnojarska i tam się rozstali. Nie miał wyboru, był słaby, chorowity, nie wiedział co dalej robić – zgłosił się w komendzie milicji sam. Został zatrzymany jako podejrzany o szpiegostwo, osadzony w dużym więzieniu, w jednoosobowej celi i siedział 3 miesiące będąc często przesłuchiwanym (nie bili). Następnie bez wyroku i dokumentów sądowych został przewieziony do drugiego więzienia, siedząc w celi z 45 osobami, podobnie uwięzionymi, Rosjanami z różnych republik. Naród był karany i podejrzewany za byle co i żył w biedzie i zastraszeniu. W więzieniu ciężko zachorował na malarię, było ciężko, zabrano go do szpitala i tam od Polaka z Tarnopola (ziemlaka) dowiedział się, iż rodzina żyje. Chciał się wypisać z leczenia, pisał pisma, był niestety słabej kondycji aby pracować dalej i wracać do tajgi. Wtedy dostał wyrok – 10 lat więzienia za szpiegostwo ( 11 zarzutów). Nie wie dlaczego do dziś, ale po paru miesiącach dostaje pismo (bumagę), że jest wolny, niewinny i może sobie powracać do rodziny. Należy przyjąć, że to co opowiedział w śledztwie, zostało sprawdzone, nie kłamał i nie był szpiegiem. Popłynął statkiem rzeką Jenisiej i dopłynął do pracującej nadal w tajdze rodziny – nadal byli wszyscy razem – 3 siostry, brat, ojciec, matka, i pracował w lesie…


Ryszard Bryl: Jak kwalifikowano do nowej armii polskiej, co mówiono ?


Do Armii Andersa !

Jan Andrusik: Rozchodziły się wieści, że w Rosji gen. Anders tworzy polskie wojsko, armię, która ma pomóc ZSRR w walce z Niemcami, a było akurat Rosjanom bardzo ciężko. Rozgłaszano, że można się zgłaszać, że Rosjanie są przychylni, dają wolność, szkolą, karmią, leczą i ubierają – liczą na wspólną walkę z Niemcami. Było to już w 1942, po ciężkich walkach w Rosji, Niemcy zajęli wielkie obszary ZSRR. Do Armii Andersa szli lepiej wykształceni, samotni, ochotnicy, nie musieli się martwić o utrzymanie rodzin. U Rosjan ciągle brano kolejnych cywilów do wojska, zaczynało brakować rąk do pracy w kołchozach i sowchozach m.in. w Minisińsku, wieś Bietera. Do tajgi zaczęli przyjeżdżać tzw. werbownicy aby nas zachęcać do pracy w kołchozach bo tam jest lepiej żyć. Niektórzy szli, próbowali pracy kołchozowej, ale sytuacja w całej Rosji była ciężka żywieniowo. Armia Radziecka brała zboża, mięso – nic się nie poprawiło… Do Armii Kościuszkowskiej – jak było? Potem w V/1943 r. zabrali mnie i innych mężczyzn do Sielec, do wojska polskiego, do tworzących się oddziałów. Wtedy, zmarł nam ojciec na serce, w tym kołchozie…Ja i mój brat Stanisław (l.22) szkoliliśmy się na żołnierzy wojska polskiego, budowaliśmy od podstaw obóz wojskowy z namiotów i domy drewniane - tak powstawała I Dywizja im. T. Kościuszki. Ćwiczyliśmy każdy dzień po kilka godzin, większość mężczyzn była bez jakiegokolwiek przeszkolenia wojskowego, inni wcześniej odeszli z gen. Andersem. Ludzie byli z kołchozów, tajgi, obozów pracy, zesłań, więzień. I znowu było bardzo ciężko i głodno. Dostawaliśmy czarny chleb o gliniastej konsystencji, kasza w zupie, kasza na drugie – bieda a jeść się dalej chciało. Kapral – dowódca 10 – cio osobowej drużyny dzielił pożywienie krojąc chleb w porcje, kaszę do menażek. Przygotowanie nowego wojska było przyśpieszone, nie wiedzieliśmy kiedy zakończymy szkolenie, przysięgę i wymarszem na front. Jak to w wojsku, był cały system nagród i kar, do sądów doraźnych rozstrzeliwania, włącznie. W tym czasie dochodziły do nas wieści i listy, że na Wołyniu i Polesiu Ukraińcy w 1943 już jawnie, mocno, w dzień i noc palą wsie i mordują ludzi, Polaków od dzieci po starców… Walka – Lenino 12.10.1943 r. 10.10.1943 byliśmy blisko frontu, linii walk, okopaliśmy się i trwali w pogotowiu w okopach. Niemcy samolotami zwiadowczymi śledzili nasze pozycje i zaznaczali cele artylerii dymem gdzie ostrzeliwać nas. Przez swoje gigantofony „powitali” nas po polsku propagandą wojskową i po rosyjsku głosząc „cześć żołnierzom walczącym za 400 gram czarnego chleba, gdy w tajgach od ciężkiej pracy umierają wasze matki i siostry, przechodźcie na naszą stronę” itp. Oczywiście strona radziecka także Niemcom przykładała jako germańcom, którzy wojnę przegrają. Wieś Lenino leżała na wzniesieniu, wyżej, i tam usadowieni i umocnieni, były oddziały niemieckie, niżej były oddziały polskie i radzieckie, były dobrze widoczne… Bitwa była wielogodzinna, ciężka z artylerią i samolotami, z Rosjanami z lewej i prawej strony, na odkrytym terenie pod górę do Niemców wstrzeliwujących się łatwo w nasze oddziały, zresztą nieobyte w walkach. Żołnierz musiał iść wg taktyki walki 1943 – wyprostowany z bagnetem na karabinie, w tyralierze… Już na początku bitwy, w walce, od kuli niemieckiej zginął starszy brat Stanisław, na oczach innych, sam Jan ranny w dłoń, poił umierającego wodą z pobliskiej rzeczki Miereji, a krew z dłoni barwiła wodę podawaną bratu przez brata. Obrazek Matki Boskiej i dokumenty w menażce przypiął agrafką do munduru zmarłego i już sam wymagał pomocy medycznej i trafił do lazaretu polowego. Po walce, po szpitalnym leczeniu powrócił do dywizji, do Smoleńska i poszli dalej na Berlin – ludzie ginęli, zostawali inwalidami, umierali, były uzupełnienia nowym żołnierzem i walki trwały dalej i dalej. Wyzwali Rosję, Polskę. Już w 1944 r. został wybrany jako młody, sprawny, odważny żołnierz do kolejnej, tworzonej grupy desantowej (zrzutków), aby zdobywać przyczółki, być w zwiadzie przed główną armią, zaskakiwać wroga, zdobywać języka, walczyć w mieście i współpracować z partyzantką itp. Ćwiczył 37 znowu w Sielcach. Niestety już wtedy dała o sobie znać choroba złego odżywiania, choroba żołądka, wycieńczająca organizm, nie pozwalająca na dalszą niepewność w terenach nieznanych. Lekarze wycofali go z formacji specjalnej. Wojnę zakończył w Berlinie. Zaraz po wojnie Zwycięzcy powoli, w luźny, żołnierskim szyku wracali do Polski, do kraju o który walczyli. Wracali też inni – furmankami, rowerami zdobycznymi, marszem . Do Polski wracali oprócz żołnierzy – robotnicy przymusowi, z obozów pracy i koncentracyjnych, drogi były zatłoczone ale spokojne. Jednostka naszego bohatera wracała do Warszawy do Rembertowa, potem na Śląsk do Zabrza, a dalej do Tarnowskich Gór, gdzie tworzono garnizony stałe. Wojsko Polskie ochraniało obiekty państwowe, strategiczne – fabryki, miasta, kopalnie, magazyny żywności, paliw itp. Gdy zaistniała możliwość demobilizacji, powrotu do cywila, zwalnia się jesienią 1947 r. ze służby i powraca do rodziny. Znowu szuka rodziny Wojna się skończyła kraj mozolnie dźwigał się z ruin i klęsk 1939 – 45, był czas odbudowy. Kanałami jeszcze wojskowymi, poprzez rodzinę w Krakowie odnalazł najstarszego brata Kazimierza, który już w 1939 r. brał udział w obronie Polski przed najeźdźcą, a następnie był w niewoli niemieckiej. To brat zajął i wybrał gospodarkę poniemiecką w podłagowskim Jemiołowie i tam się spotkali. Z ZSRR powróciła matka i siostry, brat Kazimierz już miał rodzinę. Na zachodzie nowej Polski Ożeniłem się w grudniu 1948 r., ślub był w Łagowie, wielu ludzi zawierało nowe związki, rodziły się dzieci. Wokół stabilizowały się osiedlenia wsi, rolnictwo i zakłady pracy. W Łagowie, w kościele ślub dawał proboszcz Paweł Biłyk. Matka po powrocie z Rosji dostała 8 ha ziemi i zamieszkała z Kazimierzem w Jemiołowie, wspólnie gospodarowali w starych budynkach poniemieckich. Razem było nam trochę ciasno i postanowiłem jako przyszły samodzielny rolnik szukać swojego gospodarstwa. Wyjechałem na Dolny Śląsk, osiadłem we wsi Maciejowice k/Jeleniej Góry. Ponownie odnawia się choroba żołądka, nie czuł się dobrze na tamtych ziemiach (wyobcowany), powraca jeszcze raz do Jemiołowa, a następnie znajduje gospodarstwo rolne w Wielowsi i przez 19 lat jest rolnikiem na 10 ha własnej ziemi rolniczej. Najlepiej ma się w latach 70 –tych gdy uprawia len. W Wielowsi stał się rencistą po wypadku drogowym, gdy wioząc len szosą najechał na jego zaprzęg, z drogi podporządkowanej, „fachowiec” kierowca ciągnika. Pobliskie wsie powiatu Sulęcin były skazane na zamieszkanie przez nowych gospodarzy . Tereny zachodniej Polski to tereny przejęte, powojskowe, poligonowe do tej pory. Pomagano znaleźć domy, gospodarstwa, sprzęt rolniczy, potem przydzielano nawet pieniądze na zagospodarowanie, pod zasiewy. Lata 50 –te, 60 –te, to pogorszenie sytuacji rolników poprzez dostawy obowiązkowe, gorzej opłacane.


Jan Andrusik Jan Andrusik


























Za krew ostatnią !

Jestem kawalerem Krzyża Orderu Odrodzenia Polski i innych odznaczeń i odznak czasu wojny. Za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego bardziej o nas kombatantach pamiętano (może po raz ostatni) o walce o Polskę przy boku Armii Czerwonej. Były awanse, spotkania wymierającego już pokolenia z młodzieżą. Kancelaria Prezydenta Kwaśniewskiego organizowała wyjazd do Smoleńska i na pola walki – pod Lenino, wyjazd pociągiem, aby po raz ostatni obejrzeć ten tragiczny a konieczny obszar walk nad Miereją. Tam na tablicy pamiątkowej, odczytałem w kolumnach nazwisk poległych żołnierzy 12.X.1943r. nazwisko nieco starszego brata Stanisława Andrusika – kaprala Wojska Polskiego l. 22. W 60 – cio lecie bitwy w 2003 roku było też uroczyste spotkanie w koszarach obecnej jednostki W.P w Rembertowie, oficerski obiad, obejrzenie sprzętu wojskowego w największym Muzeum Wojskowym w Warszawie.


Bardzo dziękuję za opowieść o trudach, tamtych biednych, nieprzyjemnych ludziom czasach z Pana młodości.


Z Janem Andrusikiem rozmawiał Ryszard Bryl.

Przedruk z numeru Klimatów Łagowskich nr 4/2009

Zdjęcia:archiwum prywatne Zygmunt Szukiel (zdj.1), strona internetowa www.jemiolow.net (zdj.2)


W Łagowie w wieku 90 lat w dniu 18-09-2012 roku zmarł ostatni tutaj zamieszkały uczestnik, żołnierz bitwy pod Lenino nad rzeką Miereją ,pod wsią Tregubowa–12.10.1943 r. w ZSRR, porucznik w stanie spoczynku JAN ANDRUSIK.


Jan Andrusik

Pogrzeb z udziałem asysty wojskowej nad grobem zmarłego pełnili żołnierze z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej z Międzyrzecza. Wspomnienie – rozmowę o czasach II wojny światowej opublikowaliśmy w Nr 1/17/2013 jako przedruk z Nr 4/2009 r. „Klimatów Łagowskich”.

- Urodzony pod Krakowem wraz z rodzeństwem (było ich 3 braci i 3 siostry) osiedlają się w Kolonii Kupczyńce pow. i woj. tarnopolskie - 10.II.1940 r. jak wielu Polaków i rodzin wywiezieni w głąb ZSRR do Kraju Krasnojarskiego, robotnik leśny, tułacz, żołnierz I Dywizji im. T. Kościuszki - w bitwie pod Lenino utracił brata Stanisława (l. 22).





26 września 2015


Izba Pamięci w ŁAGOWIE


Strona niemiecka nadesłała list po polsku,co bardzo cieszy i dobrze rokuje na przyszłość. Ocena spotkania też cieszy i redakcja Klimatów Łagowskich oczekuje od Pana Wójta i Wojewódzkiego Urzędu Konserwatora Zabytków w Zielonej Górze trwałego, realnego i na czasie 2016 roku podejścia do problemu Domu Szewca do 1945 roku.To faktycznie najstarszy budynek z grupy budowli szachulcowych (naprawiono ze środków prywatnych tak zwaną Pastorówkę, a oczekuje naprawy i mądrego wykorzystania lokalnego Kurhaus/Dom Zdrojowy). I znowu tutaj czas powinien już pracować dla ŁAGOWA 2015-2016 z w/w urzędami, ich oceną i przewidywaną przychylnością.

Czekając na uporządkowany budżet 2015 roku a szczególnie 2016 roku oraz obiecane ustalenia z 16 czerwca 2015 roku jako niezbędne z Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków w Zielonej Górze potrzebne są rozmowy,ustalenia i rozliczenia wypowiadanych słów jako obietnic w realizacji...Czekamy na wykonanie innych przedsięwzięć gminy ŁAGÓW i pana Wójta Czesława Kalbarczyka.


Poniżej tekst Pani ANNITY ZAJONZEK-MÜLLER.


Spotkanie grupy roboczej 16. czerwca 2015 w Łagowie.

W związku z wyborem nowego burmistrza nasz wspólny z mieszkańcami Łagowa projekt uległ przejściowemu spowolnieniu. Z tym większą przyjemnością spotkaliśmy się ze starymi przyjaciółmi, by poświęcić się pracy nad przyszłościowymi planami.

Niestety zarówno spiritus rector naszej wspólnej sprawy, Helmut Sommer, jak też nasz polski przyjaciel, Józef Jackiewicz, nie mogli ze względu na stan zdrowia wziąć udziału w naszych rozmowach.

Już z początkiem roku podjęłam kontakt z nowym burmistrzem, panem Kalbarczykiem, by się zorientować, czy i on będzie wspierać nasz projekt, podobnie jak to czynił jego poprzednik, pan Oleszkiewicz.

Od razu otrzymałam zapewnienie, iż na tej sprawie bardzo mu zależy. Telefonicznie ustaliliśmy termin spotkania na czerwiec.

Miałam świadomość faktu, że aby nasze małe muzeum spełniało swoją funkcję w przyszłości, musimy znaleźć formułę, która przemówiłaby do młodszej generacji. Tak narodziła się myśl, by zaangażować w nasz projekt łagowską szkołę.

Podczas inauguracji Kamienia Pamięci na starym niemieckim cmentarzu można było wyraźnie odczuć pierwsze rezultaty. Podjęłam kontakt z dyrektorem szkoły, panem Rutkowskim. Zareagował niezwykle pozytywnie i obiecał wzięcie udziału w naszym spotkaniu roboczym 16. czerwca.

Przebiegło ono bardzo sprawnie i efektywnie. Dało się wyraźnie wyczuć, że jest potrzeba intensywnych działań i, że pan Kalbarczyk zamierza wesprzeć nasz projekt.

Przy okazji zwrócono uwagę na konieczność podjęcia prac remontowych naszego małego muzeum.

Otwartą pozostaje kwestia, kto i jak mógłby tutaj przejąć koszty.

Moja propozycja, by małe pomieszczenie muzealne przeznaczyć na ogólnie dostępne miejsce informacji o łagowskiej historii, kulturze, architekturze itp., przyjęta została bardzo pozytywnie.

Pan Rutkowski zaproponował dalszą wymianę myśli w czasie wakacji letnich (e-mail, telefon). Do połowy września ma powstać plan projektu, który przedstawiony zostanie grupie roboczej. Potem należy wyjaśnić sprawę przejęcia kosztów.

Po spotkaniu w Ratuszu przeszliśmy z naszymi polskimi przyjaciółmi do naszego małego muzeum.

W sumie robi ono całkiem porządne wrażenie, jakkolwiek coraz bardziej stają się widoczne problemy dotyczące substancji budowlanej. Księga gości dowodzi, że muzeum było w okresie wakacyjnym zwiedzane. Nasza pierwsza ekspozycja „Dzieci Łagowa” cieszyła się powodzeniem. Fakt, że przybyło kilka właśnie przez młodych ludzi wykonanych eksponatów, napawa nas nadzieją,isknet że z nowymi tematami dla Izby Pamięci weszliśmy na właściwą drogę.


Annita Zajonzek Müller, Ostfildern lipiec 2015


Strona niemiecka zamierza przekazać wkład finansowy do planowanego remontu zabytkowej budowli jaką jest Izba Pamięci w Łagowie.





16 września 2015


- To warto wiedzieć -


O Łagowie jeszcze inaczej


Czasy międzywojenne »


Od końca XIX w. Łagów zdobył sobie sławę kurortu wczasowego. Walory krajobrazowo-klimatyczne spowodowały, że stał się modną, miejscowością wypoczynkową. Już w XVIII wieku zbudowano tutaj dom zdrojowy w pobliżu dzisiejszego kina Świteź. Na początku XX w. wybudowano linię kolejową (1907-1909), która bardzo ułatwiła dojazd do miejscowości większej liczbie turystów.

Rozkład pociągów został tak skonstruowany, aby umożliwić mieszkańcom Frankfurtu i Berlina całodniowy pobyt w Łagowie.

Poszczególne części miasteczka zaczęły nabierać odmiennego charakteru. Cześć wschodnia -tzw. Przedmieście Polskie pełniło funkcję usługowo—handlową. Tutaj również zlokalizowano prawie wszystkie zakłady przemysłowe. Natomiast część zachodnia - położona za Bramą Marchijską usytuowana w pięknej oprawie lasów bukowych utrzymało walory uzdrowiskowo-wypoczynkowe. Rozbudował się tutaj dom zdrojowy z pijalnią wód, usytuowany w pobliżu wejścia do Zwierzyńca - obecnie rezerwatu „Nad Jeziorem Trześniowskim". Wśród bukowych lasów powstały liczne hoteliki. Najbardziej znane obiekty to hotel Schwarzer Adler — powojenny ośrodek Bajka 1, zajazd Bellewe - dzisiejszy budynek poczty, schronisko młodzieżowe - do niedawna ośrodek Bajka 3, obecnie własność prywatna oraz hotel Am See - dzisiejszy ośrodek Defka przy ulicy Chrobrego. Przed wojną hotel Am See należał do światowej sławy zapaśnika Leona Pineckiego, więcej o nim na lince Łagów i okolice. Miasteczko coraz częściej przedstawiane było jako Luftkurort (uzdrowisko klimatyczne). W 1926 roku tylko w krótkim okresie lata odwiedziło Łagów 2000 osób, możliwe zaś było przyjęcie 10 000 kuracjuszy rocznie. Sprzyjały temu licznie powstające hotele, zajazdy, domy gościnne i kwatery prywatne.

Miasto Frankfurt dysponowało tu, wspomnianym już, schroniskiem młodzieżowym na 150 łóżek, położonym na wzgórzu w pobliżu dzisiejszego Osiedla Lecha. Na potrzeby młodzieży została również wybudowana sala gimnastyczna - obecnie w budynku tym mieści się kino Świteź".

Oprócz spacerów wczasowicze mieli możliwość korzystania z różnorodnych atrakcji. Za kościołem, nad brzegiem jeziora znajdowały się korty tenisowe, na terenie Zwierzyńca koło Sokolej Góry znajdowała się strzelnica sportowa, a nieco dalej boisko. Możliwe było również zwiedzanie wieży zamkowej po uzyskaniu zgody właścicieli. Po jeziorach kursował motorowy stateczek o nazwie „Inge" pana Kobersteina i druga łódź motorowa rybaka Jenscha.


Bukowy Młyn i okolice czyli na końcu Jeziora Trześniowskiego »


Buchmühle / Bukowy Młyn – Jezioro Trześniowskie to jego początek i wody płyną do Łagowa – od zawsze ten sam kierunek, a więc od źródeł…

Obszar położony na północ od Jeziora Trześniowskiego, obecnie opuszczony i prawie niezamieszkały, przed wojną tętnił życiem. Znajdował się tutaj „żelazny punkt" wycieczek po okolicach Łagowa, a mianowicie Bukowy Młyn. Nazwa ta nie odnosiła się tylko do samego młyna, ale zwyczajowo oznaczała również obszar położony na północ od Jeziora Trześniowskiego. Do dzisiaj tereny te nazywane są przez miejscową ludność Buchmila. Sam młyn znajdował się w miejscu ujścia niewielkiego potoku (Złotej Strugi) do Jeziora Trześniowskiego-dając jemu początek-pomiędzy stawami rybnymi a północnym brzegiem jeziora. Młyn ten widnieje już na mapach z XVIII wieku, a prawdopodobnie istniał wcześniej. Niestety do dzisiaj pozostały tylko ruiny.

W pobliżu młyna znajdowała się jeszcze gospoda oraz pensjonat. Pensjonat posiadł 50 łóżek oraz własne źródło światła. Można było tutaj wypożyczyć sprzęt pływający i wędkarski. Dzięki kursującemu stateczkowi, miejsce to było łatwo dostępne. Na północ od młyna znajdowały się stawy rybne. Jeszcze dalej znajdowała się leśniczówka Buchspring (Bukowe Źródło), której ślady można odszukać po prawej stronie brukowanej drogi (patrz wycieczka na Bukowiec). Całość była otoczona lasem bukowym, który dzisiaj objęty jest ochroną w Rezerwacie Buczyna. Z zachowanych materiałów kartograficznych można wywnioskować, że tutejsze lasy bukowe istnieją na tym terenie od bardzo dawna. Na najstarszych mapach z XVII i XVIII wieku widnieją na tym obszarze duże kompleksy leśne.

Jako ciekawostkę można podać fakt wyrabiania w tej okolicy potażu. Świadczy o tym pojawiająca się no mapach niemieckich nazwa Pottaschhütte, która oznacza hutę lub szopę gdzie wyrabiano potaż. Związek ten, nazywany inaczej ługiem potasowym, to wodorotlenek potasu, jeden z surowców używanym do produkcji szkła.

Intensywny rozwój hutnictwa szkła, które było głównym odbiorcą potażu, trwał od XVII do XIX w.

Zakłady produkujące potaż powstawały najczęściej w pobliżu lasów bukowych, które dostarczały najlepszego surowca -bukowego drewna.

Nieco dalej na północ od Bukowego Młyna pomiędzy jeziorami Buszno i Buszenko znajdowała się inna atrakcja turystyczna, a mianowicie Rybakówka (niem. Fischerhaus). Specjalnością były świeże ryby i podawano wyśmienitą kawę. Można było się również zatrzymać na dłużej gdyż właściciel oferował 16 łóżek. Tu również można było wypożyczyć sprzęt wędkarski i pływający. Jak można wyczytać z oferty reklamowej tego miejsca, można tu było nawet wypożyczyć samochód.


C.D.N.. Czyli Łagów dzisiaj »


Łagów leży w najpiękniejszej części Ziemi Lubuskiej, w rejonie najwyższych wzgórz środkowo-lubuskiej moreny czołowej, okolicy obfitującej w malownicze jeziora i pełne uroku lasy. Tutaj w bliskim sąsiedztwie Łagowa, znajduje się najwyższe wzniesienie Ziemi Lubuskiej — góra Bukowiec i góra Gorajec (227 m i 224 m n.p.m.). Doskonałe warunki klimatyczne i wypoczynkowe, jak również dogodne połączenia komunikacyjne, dały mu nazwę „Perły Ziemi Lubuskiej". Teraz łatwiej samochodem, PKP nie przewozi, PKS rzadko.

Dojeżdżając samochodem do Łagowa z kierunku Toporowa, Gronowa mijamy coraz wyższe wzniesienia, poprzecinane głębokimi jarami i leśnymi strumykami. Jedno z nich, to sześciokilometrowe rynnowe jezioro Trześniowskie, zwane również jeziorem Ciecz. Strome zbocza, poprzecinane głębokimi parowami, zalesione stoki i zarośnięte szuwarami brzegi, nadają mu niezwykłego uroku. Największa jego szerokość wynosi 525 m, przeciętna natomiast waha się od 300 do 400 m. Powierzchnia 185,7 ha. Jego głębokość — 58,8 m, stawia go na pierwszym miejscu wśród wszystkich jezior poznańsko-lubuskich.

Właśnie dzięki głębokości, w jeziorze Trześniowskim spotykamy cenne gatunki ryb: sieję i sielawę.

Tylko wąski przesmyk oddziela jezioro Trześniowskie od jeziora Łagowskiego. Mniejsze od Trześniowskiego, liczy tylko około 3,5 km długości, maksymalna głębokość — 13,5 m. Powierzchnia jego wynosi 84 ha. Choć obydwa jeziora mają bogato rozwiniętą linię brzegową, tworzącą liczne zatoki i półwyspy, różnią się jednak od siebie zasadniczo barwą wody. Powierzchnia jeziora Trześniowskiego przeważnie ma kolor stalowo-szary, prawie granatowy w dni pochmurne, podczas gdy jezioro Łagowskie jest najczęściej jasno-seledynowe, a przy brzegach nieco ciemniejsze. Jezioro Łagowskie łączy z Odrą jej prawy dopływ — Pliszka, wcześniej rzeczką Łagowa.

Przechodząc drewniany mostek nad kanałem, łączącym oba jeziora, zbliżamy się do Bramy Polskiej. Zbudowana z cegły w XV wieku, otynkowana w XVII w. prowadzi do maleńkiego, jednolicowego podzamcza, liczącego tylko kilkanaście domów. W wieku XVIII Brama Polska została nadbudowana i otrzymała dwuspadowy dach z naczółkami. Wchodziła ona kiedyś w zespół obwarowań, których ślady zobaczyć można do dnia dzisiejszego w postaci resztek ceglanego muru. Od strony zachodniej znajduje się w ścianie Bramy ukośny otwór strzelniczy.

Po przejściu Bramy Polskiej ukazuje się w całej swej okazałości potężny Zamek Joannicki, z górującą nad okolicą cylindryczną wieżą, z której roztacza się przepiękny widok na jeziora Łagowskie i Trześniowskie oraz pagórkowatą, lesistą okolicę. Zamkowi i jego dziejom poświęcamy oddzielny rozdział.

Elementem łagowskiego krajobrazu jest wysoki, wolnostojący maszt wysokości 317 m to Radiowo Telewizyjne Centrum Nadawcze zbudowane w latach 1960 – 1962 (KŁ 2/18/2013 s. 38-40), którego wieża ma stalową konstrukcję, czerwono-białą – 297 m. + nadstawka owalna – 20 m = 317 m. W tym samym czasie wybudowano 80 metrową wieżę betonową. Na terenie byłego podgrodzia, stanowiącego jak gdyby miniaturowe śródmieście Łagowa, znajduje się kilka placówek handlowych i usługowych. Łagów — to przede wszystkim miejsce wypoczynku, spędzenia urlopu i wakacji, cel turystycznych wypraw, wymarzona miejscowość do urządzania wycieczek, rajdów, zlotów. W sezonie spotkać tu można gości dosłownie z całej Polski.

Atrakcyjność Łagowa podnosi jego klimat. Tutaj bowiem, a ściśle mówiąc — na Ziemi Lubuskiej, graniczą ze sobą dwa klimaty: kontynentalny z upalnym latem, małą ilością opadów i ostrą zimą oraz oceaniczny — z chłodniejszym latem, dużą ilością opadów i łagodną zimą. W wyniku tego Ziemia Lubuska posiada klimat umiarkowany.


ZAMEK » historia i opis zamku »


Budowę zamku łagowskiego rozpoczęto w połowie XIV wieku przez Zakon Joannitów. Umiejscowiony on został na wąskim przesmyku pomiędzy jeziorami Łagowskim i Trześniowskim, na niewielkim stożkowatym wzniesieniu, poszerzonym sztucznie tarasami (tzw. motte), ściętym od strony północnej. Otaczające zamek wody jezior i strumyków stworzyły z niego typowy gród nadwodny z obronnym murem. Wzniesiony na czworobocznym planie, zamek wyprzedza od wschodniej strony podzamcze, składające się z zabudowań gospodarczych i kościół, którego początki datują się z końca XVI wieku. W dole od strony południowej biegnie jedna uliczka, zamknięta dwoma warownymi bramami — Bramą Polską od wschodu i Bramą Marchijską od zachodu. Północną stronę ulicy stanowią mury obronne zamku.

Obwarowania zamkowe są najsłabsze od strony wschodniej, gdyż obronę w wypadku najazdu wroga stanowiły naturalne warunki, a mianowicie bardzo wąski przesmyk między obydwoma jeziorami, połączony kanałem. Od strony południowej dostępu do zamku broniło jezioro Łagowskie. Najbardziej niebezpieczną stroną była strona zachodnia, to też broniona była mocną Bramą Marchijską, murem z granitowych narzutników i półkolistym bastionem na północnym skraju tej części zamku. O mury obronne, obnażone od strony zewnętrznej do samych podstaw, od strony wewnętrznej opierają się tarany ziemne, wypełniające przestrzeń między zamkiem i ceglanymi murami. Wysokość murów dochodzi do 11 metrów. Forma ich budowy jest bardzo różna. Od strony wschodniej znajduje się mur o wiązaniu krzyżowym, z ciemnymi zandrówkami i glazurami w główkach. Podmurowanie murów od strony północnej i częściowo zachodniej jest kamienne, w górnej części ceglane. Najbardziej warowna część murów od strony południowej i częściowo zachodniej została podwyższoną w której budowie zastosowano regularny krzyżowy układ ceglany, miejscami wendyjski. Ten odcinek murów został najbardziej uzbrojony, wyposażono go bowiem w otwory strzelnicze i wyrzutnie do wylewania na wroga gorącej wody lub smoły, zwane machikułami. Międzymurze, leżące od strony zachodniej zamku, wypełnione było wodą dostarczaną przez strumień między jeziorami. Na tej potężnej obronnej podstawie wybudowany został zamek z dziedzińcem. Zamek tworzy zespół, złożony z dwóch budynków mieszkalnych i murów z wieżą obronną w południowo-wschodnim narożniku. Dwie strony budynku otwierały się kiedyś na dziedziniec z arkadami, obecnie zamurowanymi. Z początkiem XVIII wieku zamek został przebudowany w stylu barokowym, dzięki czemu stracił swój pierwotny surowy, obronny wygląd. Wprowadzono mianowicie nowy regularny układ okien i portali, wbudowano w skrzydle wschodnim oraz w południowym otwarte parterowe arkady. Obecnie większość z nich jest zamurowaną pozostały tylko otwarte arkady we wschodniej części zamku. Pierwotny wygląd zachowała również wieża i parterowa sklepiona sala.


Arkady

Nad potężną bryłą zamkową dominuje wysoki, kwadratowy cokół (wymiar jednego boku — 8,5 m) z okrągłym cylindrem wieży obronnej, tzw. stołpem, wysokim 35 m. Szczyt jego zakończony jest krenelażem. Obok wieży, również od strony wschodniej, wznosi się wysunięta baszta wjazdowa, wybudowana na prostokątnym planie przed skrzydłem zamku. W XVII wieku dobudowano do niej wydłużoną sień schodową o 51 stopniach, łączącą basztę z dziedzińcem zamkowym, która ma 35m długości.

Przebudowa zamku nie zdołała przysłonić pierwotnego kształtu komandorskiej twierdzy, zachowując dawną średniowieczną formę. W niektórych pokojach zachowały się również pochodzące z połowy XVIII wieku sufitowe ozdoby stiukowe i kominki w sali głównej, zwanej rycerską. A teraz cofnijmy się w zamierzchłe średniowiecze. Wzdłuż zachodnich brzegów jezior była wówczas granica między plemionami Polan i Lubuszan, na co wskazuje biegnąca w tym samym miejscu granica biskupstwa lubuskiego, utworzonego na przełomie 1124/1125 r. i gród obronny na Górze Sokolej. W 1244 roku wielmoża śląski Mroczek nadaje okręg sulęciński Zakonowi Templariuszy, a w latach 1249-1250 Piast głogowski — Bolesław Rogatka oddaje całą Ziemię Lubuską brandenburczykom. Po raz pierwszy wspomina o Łagowie dokument z 1251 r., jednak jest on falsyfikatem, prawdopodobnie z XVI wieku. Pierwsza autentyczna, historyczna wzmianka o Łagowie datuje się z 1299 roku. Dokument z tegoż roku mówi o nadaniu przez margrabiów brandenburskich Ottona i Henryka „casfcrum Lagowe" z wszystkimi przyległościami „swemu doradcy ukochanemu i rycerzowi Albertowi de Klepzig i jego bratankom (fratruelibus) Henrykowi i braciom jego".

Łagów nie utrzymał się jednak długo w posiadaniu rycerzy z Kiepska, ponieważ jak wynika z dokumentu margrabiego Ludwika w 1347 roku jest znowu własnością margrabiów, którzy zastawiają gród łagowski za 400 grzywien Zakonowi Joannitów, zastrzegając sobie prawo wykupu Łagowa w terminie 3 lat. Ponieważ wykupu nie dokonano, Łagów w 1350 roku z powodu zrzeczenia się praw do niego przez margrabiego Ludwika przeszedł na własność zakonu i był w jego władaniu przez 462 lata. W tym samym czasie, Zakon Joannitów (zakon rycerski z czasów wypraw krzyżowych, w późniejszym czasie przyjął nazwę Zakonu Kawalerów Maltańskich) przejmuje włości Zakonu Templariuszy, tworząc z uzyskanych majątków m. in. Komandorię Łagowską— zespół złożony z 20 wsi, w tym czterech wielkopolskich: Boryszyna, Wielowsi, Zarzyna, i Templewa.

Wskutek umowy, popadają Joannici w 1382 r. w zależność od margrabiów brandenburskich, uzyskując dopiero pełną niezależność od Wielkiego Mistrza Zakonu.

W 1527 roku komandor łagowski von Thuemen najechał zbrojnie Międzyrzecz, za co sąd graniczny skazał go na 2000 florenów reńskich odszkodowania. Następca jego — Andrzej von Schlieben przechodzi na protestantyzm i wstępuje w związki małżeńskie, w rezultacie czego kapituła w Spirze usankcjonowała śluby joannickich rycerzy. Przejście komandora von Schlieben na protestantyzm przyczyniło się do uzyskania decydującego wpływu w obsadzie Komandorii Łagowskiej przez państwo brandenburskie. Od tego też czasu władcy zamku łagowskiego rekrutują się spośród rycerstwa niemieckiego, a później — po zwiększeniu się wpływu margrabiów brandenburskich — spośród ludzi bliskich berlińskiemu dozorowi. Tak np. w 1735 r. komandorem łagowskim był pruski minister Adam Otto von Viereck, którego herb znajduje się do dzisiaj na kominku w sali rycerskiej.

Ponieważ właściwe posłannictwo Joannitów poszło już raczej w zapomnienie, a komandoria była doskonałym źródłem dochodów, komandorzy osadzali w Łagowie jedynie swych administratorów. Do nielicznych komandorów, którzy zamieszkiwali w łagowskim zamku, należał w początkach XVIII wieku margrabia Chrystian Ludwik Hohenzollern, za którego rządów nastąpił pewien rozwój osady łagowskiej oraz Konrad von Burgsdorff, uchodzący

za właściwego twórcę nowoczesnej armii brandenbursko-pruskiej. Ostatnim komandorem łagowskim był inny przedstawiciel rodu Burgsdorffów, który wskutek kasaty Zakonu Joannitów otrzymał wysokie odszkodowanie-był nim Joachim von Burgsdorff w 1810 roku.

W czasie wojny trzydziestoletniej zamek łagowski zajęli Szwedzi. Brandenburczycy oblegali go bezskutecznie, gdyż nie udało im się zdobyć tej wówczas nie do zdobycia twierdzy średniowiecznej. Po kasacie Zakonu Joannitów król pruski nadaje Łagów jednemu ze swych generałów. W XIX wieku zmienia on wielokrotnie jeszcze swych właścicieli (von Zastrow) i in.

Opiekę nad zamkiem, który został zniszczony w 10 proc. sprawuje po wyzwoleniu Stowarzyszenie Historyków Sztuki, przeznaczając go na Dom Pracy Twórczej dla pisarzy, malarzy, muzyków i teoretyków sztuki. Od 1961 roku opiekę przejmuje Ponańskie Towarzystwo Muzyczne im. Henryka Wieniawskiego w Poznaniu, tworząc w nim ośrodek przygotowawczy do międzynarodowych konkursów muzycznych, Dom Pracy Twórczej i Dom Wypoczynkowy dla muzyków i członków związków twórczych.

Jako ogólnopolski ośrodek życia artystycznego, zasłynął Łagów już w pierwszych latach po wojnie. W 1948 r. w zamku bawili uczniowie szkół plastycznych z Krakowa, Poznania i Warszawy, w tym samym roku i następnym pracowała tutaj i spędzała wakacje Filharmonia Poznańska. W 1949 roku w Łagowie odbył się Zjazd Kompozytorów Polskich i kurs dla pianistów, przygotowujących się do IV Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Obecnie zamek jest zarządzany przez kolejnego, prywatnego dzierżawcę. Organizowane jest także, od 1969 coroczne Lubuskie Lato Filmowe w amfiteatrze na świeżym powietrzu wyświetlane są europejskie filmy. Często można spotkać na uliczkach sławnych aktorów i reżyserów, ludzi świata kultury.

W roku 1954 nakręcono w Łagowie polski film,, Godziny nadziei” Jana Rybkowskiego.

Plan imprez w Łagowie znajduje się w linku do strony łagowskiej.

Nie sposób opisać wszystkiego o Łagowie, poniżej zmieszczone zostały fotki z tej urokliwej miejscowości. Fotki zostały zrobione w ciągu ubiegłych lat, oraz teraźniejsze zrobione gdy jeszcze zieleń nie przysłoniła widoków. Część miejsc, w których zostały zrobione fotografie jest opisana na planszach zrobionych przez Nadleśnictwo Świebodzin i rozmieszczanych w lasach,przy trasach rowerowych i pieszych.

Przy tworzeniu artykułu korzystałem z przewodników: Władysław J. Ciesielski, Marian Vogel „Łagów Lubuski", Danuta Jermaczek, Marek Maciantowicz „Łagowski Park Krajobrazowy - przewodnik turystyczny".


Cezary Mucha

Jemiołów/Świebodzin

2010


Od Redakcji:

Objaśnienia, poprawki, uzupełnienia, zdjęcia, ryciny, internet – 2015 r.

- część wschodnia to dla Niemców, Polacy liczą – część zachodnia,

- Jugendherberge – Schronisko Młodzieżowe (Bajka III),

- Buchmila/Buchmühle – Bukowy Młyn – teraz Zamęcin,


krenelaż

– zębate mury z prześwitami, blankami (łac.) lub naśladownictwo, zwieńczenie średniowiecznych murów obronnych, baszt, pozwalający z ukrycia strzelać do oblegających z łuku, procy, lać wrzątek i dający ochronę …


Krenelaż Krenelaż












stołp


Stolp Stolp












sień

– 51 schodów, 35 m. długości wejście od strony kościoła na dziedziniec zamku


Sień

machikuły

– wylewanie gorącej wody, wyrzucanie pocisków podczas obrony w średniowieczu i tamtej architekturze, to ganek wysunięty poza mury, wsparty na kamiennych kroksztynach, mający otwory w podłodze, murze służący do wylewania wody, smoły


Machikuły Machikuły












basteja/półbasteja (2x Lagow)

- półokrągła budowla wysunięta na zewnątrz umocnień, murów, linii umocnień, stanowiąca element fortyfikacji obronnej w XV w.


Basteja Basteja













kroksztyny

- zakończenie belki stropowej, wysunięte przed linię muru lub wspornik podtrzymujący gzyms, balkon itp.


kroksztyny

- ruiny leśniczówki Buchspring – Bukowe Źródło…, jeszcze widoczne resztki spalone po 1945r.


Wokół Lagowa, na obrzeżach, leżą pośród lasów, dolin i łąk, inne naturalne, małe zbiorniki wodne, rybne, połączone ciekami wodnymi płynącymi w rynnach bocznych polodowcowych – Czarna Woda, jezioro Czarne k/Łagówka pod opieką PZW – Koło Wędkarskie górników Sieniawa o pow. 7,9 ha.

Koło torów kolejowych, mostu drogowego do Gronowa i dawnych dróg polnych PGR leży niewielkie jezioro Małe – Ciche o pow. 3,6 ha z pomostami, rybne, niestety płytkie i zarastające, do lat 60-tych XX wieku mające sprytne połączenie kanałem (wyrobionym pod nasypem po 1909 r gdy budowano kolej) biegnącym koło posesji pp. Protasów do j. Łagowskiego. Niektórzy wspominają, że można tam było poławiać nadwyżki ryb wiadrami i podczas tarła. Teraz obszar zaniedbany, niedrożny i zniszczony – jak wiele poniemieckich skutecznych, lokalnych uregulowań, obszar jeziora zarasta…

W kierunku Łagowa od strony południowej k. Poźrzadła toczą małe wody początki rzeczki Pliszki z jezior Bobrze 8 ha. i 1,2 głębokości i j. Linie – 2,3 ha i 2,3 m. głębokości i tam łączą się z Łagową.

Warto też zaznaczyć, że potwierdza się fakt zbudowania w 1884 r. nowej gorzelni na wzgórzu tzw. Ritterguut gdy gospodarował tam hrabia Hugo Wrschowetz Sekerka likwidując zabudowania gospodarcze wokół kościoła i Zamku Joannitów bo tam przeszkadzały i śmierdziało – czyt. „KŁ” Nr 25/2015 w j. pol. i j. niem.

Pierwsza nazwa Falkenberg przy drodze do Żelechowa, to okolice wtedy właśnie tworzonego folwarku Rittergut gdy Zamek i folwarki już istniejące przejęło państwo, jako domena – (własność) po 1810-12 r. i były darowane od 1819 zasłużonym generałom gen. Zastrow, sprzedawane dalej 1834 – 1843 gen. Barfus-Falkenberg i in. W tym samym czasie cmentarz Falkenberg (Sokola Góra) zaistniał w znanym miejscu blisko Zamku.

Czytaj „KŁ” Nr 25/2015 str 16-17 „ Przedszkole w Łagowie”, str. 20-22 „Kinderheim in Lagow”.


To wszystko jest do obejrzenia na obecnym Zamku Joannitów w Łagowie i okolicy.


P.S.

Zmarły w lipcu Pan Adam Tietz ze Świebodzina i wsi Buczyna, wędkarz jeziorowy, wraz ze swoim zięciem i dr. Mieczysławem Wojeckim wykonywali z łodzi pomiary sondą głębokość j. Trześniowskiego i uzyskali okolice 100 metrów. Sonda nie osiągnęła jeszcze dna. O tym napiszemy jeszcze…


Uzupełnienia: Ryszard Bryl


Łagów Lato 2015


Łagów Lato Łagów Lato













Naprawiono mur zamkowy z kamienia, prywatny właściciel hydropompy remontuje obiekt …


Wszystkie zdjęcia

Foto: Ryszard Bryl


^^ Do góry